22.10.2012

Chiny w oparach alkoholu: "Kraina wódki" - Mo Yan



Przy lekturze powieści Mo Yana "Kraina wódki" albo trzeba się wspomagać kolejnymi kieliszkami mocnego alkoholu, albo nabiera się doń tak silnego wstrętu, że przełknięcie choćby kropli wydaje się wyczynem ponad siły. Ja wybrałam, przekornie, złoty środek - niekiedy osładzałam sobie lekturę umeshu, likierem śliwkowym, ale nie silną wódką. A do opisów orgii alkoholowych i ich konsekwencji starałam się dystansować, nie pozwalając wyobraźni działać zbyt silnie. Obrazy kreślone przez autora są aż nadto malownicze.

"Kraina wódki" jest powieścią o skomplikowanej - i w porównaniu z typową konstrukcją powieści zachodniej - szczególnej strukturze. W Chinach w ogóle nie ma tradycji powieści. Powieść rozkwitła tam na dobre dość późno (mimo że pierwsze dzieła w tym gatunku powstały kilka stuleci wcześniej niż w Europie) i przez wieleset lat uchodziła za gatunek pośledni, stojący zdecydowanie niżej w hierarchii niż poezja czy esej. Niemal każdy rozdział składa się z warstwy fabularnej, która opowiada o przygodach śledczego Dinga Gou'era, wysłanego do Alkoholandii w celu zbadania problemu zjadania przez miejscowych oficjeli wyśmienicie przyrządzonych ciał małych chłopców na wystawnych ucztach. Oprócz tego w każdym rozdziale znajduje się dialog epistolarny między doktorantem alkohologii i pisarzem Li Yidou a znanym pisarzem "Mo Yanem". Rozdziały kończą kolejne opowiadania autorstwa Li Yidou, których akcja rozgrywa się w Alkoholandii i nawiązuje często do kwestii kanibalizmu.

Po dalszą część recenzji zapraszam tutaj

15.10.2012

Myszy i ludzie John Steinbeck (audiobook)

Trzecie spotkanie z prozą Johna Steinbecka i trzecie udane. Myszy i ludzie to nowelka. W czasach wielkiego kryzysu w Stanach dwoje przyjaciół (George i Lenny) tuła się od farmy do farmy poszukując możliwości zarobienia kilku groszy i przetrwania tego ciężkiego okresu. Lenny wysoki obdarzony nadludzką siłą mężczyzna o mentalności lekko upośledzonego dziecka wywołuje coraz to nowe „kłopoty”. To zadusi zwierzątko, to kogoś przestraszy, to kogoś zrani, a wszystko to dzieje się bez jego woli. George musi wykazać wiele cierpliwości, aby opiekować się Lennym i czuwać, aby nie został skrzywdzony, ani też sam nikogo nie skrzywdził i to wszystko w imię „przyjaźni”, którą nań nałożyło złożone przyrzeczenie.

Siłą, która pozwala przetrwać dwójce bohaterów ciężki okres w dramatycznej rzeczywistości Wielkiego kryzysu, a także smutny los odmieńców są marzenia. Ten amerykański sen o spokojnym i dostatnim życiu, które ma się urealnić pod postacią własnej farmy sprawia, że George nie poddaje się i mimo przeciwności losu idzie wciąż naprzód.
Steinbeck po raz kolejny zadziwia mnie połączeniem prostoty (zarówno pomysłu, jak i języka) z bogactwem treści. W tej banalnej historii, której zakończenie nasuwa się niemal od pierwszej sceny autor umiejętnie stopniuje napięcie, aby mimo wszystko wprawić czytelnika w finałowej scenie w zaskoczenie i zakłopotanie. Zakończenie sprawia, że lektura na długo zapada w pamięć i zmusza do przemyśleń.

W tej niezwykle esencjonalnej formie (na stu dwudziestu stronach) znalazła się cała gama treści; jest i o bogactwie przyjaźni i o samotności odmieńców i o sile marzeń i o obronie słabszych.

Moja ocena 5/6

W lutym tego roku Pruszyński Media wydał książkę Myszy i ludzie (powyżej okładka).

13.10.2012

Blaszany bębenek Ginter Grass


Wydawnictwo Polnord-Oskar, rok 2006, ilość stron 646.
Najpierw wysłuchałam w postaci audiobooka, następnie przeczytałam książkę. Rzadko mi się zdarza powrót do książki w tak krótkim odstępie czasowym. Ta książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. A może powinnam napisać inaczej; w mojej głowie kołatała się cała gama wrażeń; tak różnorodnych, tak sprzecznych, tak gorących, że aż trudno było je okiełznać. Tak trudno, że mimo, iż od lektury upłynęły prawie cztery miesiące, ja wciąż czuję zamęt. Po pierwsze to książka zupełnie inna niż te, które do tej pory czytałam; po trochu nowatorska, po trochu przerażająca, po trochu obrazoburcza, po trochu niebezpieczna, a wszystko to razem daje coś dziwnie fantastycznego. 
Urodzony w 1927 roku w Gdańsku autor napisał powieść o przenikaniu się, współistnieniu i przeciwstawianiu żywiołów kaszubskiego, polskiego i niemieckiego. Jest to groteskowo-ironiczna historia karła, który odmówił zgody na zastany świat poprzez odmowę rośnięcia. W wieku trzech lat Oskar spadł ze schodów i w wyniku odniesionych obrażeń przestał rosnąć. Akcja osadzona jest w latach 1924-1954 r., głównie w Gdańsku. Przedstawia ona historie czasami szokujące, czasami makabryczne, czasami zabawne, a czasami wręcz poetyckie. Jej lektura przyciąga i odpycha zarazem. Ale zawsze, kiedy już chciałam rzucić w kąt i nie wracać pojawiało się coś, co jak magnes nie pozwalało się od lektury oderwać. Oskar demaskuje otaczający go świat, ale Oskar demaskuje też sam siebie, jest odrażającym potworem, dla którego nie ma żadnych świętości, a z drugiej strony niezwykle inteligentnym dorosłym w ciele dziecka. Jego relacjonowanie świata jest tak pozbawione wszelkich emocji, że aż przerażające; w jego relacjach zaciera się granica pomiędzy dobrem, a złem.

Oskar jest buntownikiem i na otrzymanym w dniu swoich trzecich urodzin bębenku wygrywa swój protest przeciwko otaczającej go rzeczywistości. To dziwaczne surrealistyczne połączenie ciała i wzrostu trzylatka z psychiką dorosłego, inteligentnego człowieka wprowadza zamęt w świadomości czytelnika. Kim jest Oskar? Katem, czy ofiarą? Po której ze stron się opowiada? A może po żadnej? A może to właśnie chce przekazać, że on nie chce być stawiany przed wyborem. Chce żyć po swojemu bez bohaterstwa, ale i bez cierpienia. Trudno Oskara zrozumieć, jeszcze trudniej jest  go też polubić, ale też nie sposób nie dostrzec celności i mądrości jego spostrzeżeń. Kłębowisko myśli.

A w tle tej beznamiętnej historii niezwykle sugestywne i pełne sentymentu opisy rodzimego miasta autora. Do tego odważne opisy pierwszych inicjacji seksualnych oraz zwycięskiego „marszu” Armii Czerwonej przez Gdańsk.

Nowatorstwo powieści dotyczy zarówno warstwy fabularnej, jak i języka i sposobu narracji. Rozbudowane, urywane, pełne zwrotów akcji zdania, zmiana narratora w trakcie opowieści mogą powodować trudności w czytaniu, dlatego też mimo, iż książkę czyta się dość szybko wymaga ona skupienia. Jednocześnie ze względu na ciężką atmosferę jest trudno przyswajalna w okresach depresji czytelnika. Przy pierwszym czytaniu poległam na opisach wijących się węgorzy (są tak sugestywnie obrzydliwe... brr). Jednocześnie różnorodność gatunków, pomysłów literackich sprawia, że książka wciąż nas czymś zaskakuje.

Myślę, że książkę można albo pokochać, albo znienawidzić, trudno natomiast pozostać wobec niej obojętnym.

No i oczywiście jest to pozycja obowiązkowa dla wielbicieli Gintera Grassa i najpiękniejszego z miast, bo mojego.
Moja ocena 5/6

11.10.2012

John Steinbeck - Myszy i ludzie


Jak można uczcić dzień przyznania kolejnej nagrody Nobla? Oczywiście recenzją innego noblisty :)

Dwa lata minęło od mojego pierwszego spotkania z Johnem Steinbeckiem - co z tego wynikło, można przeczytać tutaj.  Mam nadzieję, że na kolejne nie będę już tak długo czekać :)

A dzisiejszym laureatem zostało Mo Yan, autor z Chin.

9.10.2012

Lato przed zmierzchem Doris Lessing


Mam dylemat. Chyba nie zrozumiałam tej lektury. Wydaje mi się, że wiem, co autorka chciała nam przekazać, ale moim zdaniem nie do końca mnie przekonała swoim pomysłem. Jest to kolejna książka, co do której przeczytałam kilka wielce entuzjastycznych recenzji (w stylu najlepsza książka, jaką przeczytałem/am), a która we mnie wywołała uczucia niezgody, sprzeciwu, znudzenia. 
Właściwie doczytałam do końca, wbrew sobie; jej lektura męczyła mnie okrutnie. Pomysł ciekawy, choć nie odkrywczy. Kate Brown, bohaterka, kobieta w średnim wieku, która zatraciła swoją osobowość, odłożyła na półkę dyplom wraz z perfekcyjną znajomością kilku języków obcych na rzecz bycia matką, żoną, gospodynią domową znajduje się na rozdrożu. Poszukuje punktu odniesienia, czegoś, co pozwoli jej nadać sens dalszej egzystencji, tak, aby kolejne lata nie były wyłącznie godnym starzeniem się; dbaniem o figurę, farbowaniem włosów, właściwym sposobem doboru strojów. Jaki sposób wybiera Kate, aby zmienić swoje życie? Najpierw decyduje się wziąć udział w międzynarodowej konferencji w charakterze tłumaczki, następnie wyjeżdża na urlop i wdaje się w romans (?) z dużo młodszym mężczyzną, po czym wraca i … no właśnie, czy odnajduje siebie sprzed lat, czy odnajduje sens - tego dowiecie się na kartach książki.

Życie głównej bohaterki było do tej pory strasznie powierzchowne, bo choć robiła wszystko perfekcyjnie, świetnie wyglądała, jej dom był dobrze utrzymany, mąż zadbany, dzieci wychowane, ona nie rozumiała, jak to się stało, że całe życie uciekało jej między palcami, że nie miała na nic wpływu, że została podporządkowana konwenansom, rodzinie, własnym przekonaniom na temat tego, co wypada, a czego robić nie wypada.

Mój sprzeciw budziła zarówno postać bohaterki, jak i pomysł książki, który moim zdaniem miał udowodnić, iż kobieta wyrzekająca się siebie na rzecz rodziny jest przez to obarczenie rodziną osobą niepełnosprawną. Streściłabym to założenie cytatem z książki „poczucie winy staje się definicją macierzyństwa”. Odebrałam książkę, jako próbę ukazania kobiety uwięzionej w roli matki, żony, gosposi, tyle, że moim zdaniem, często kobieta sama się w te kajdany zakuwa, aby usprawiedliwić swoją bierność i brak konieczności kierowania życiem. Jak łatwo potem mówić, że obowiązki domowe uniemożliwiły im samorealizację. A może przemawia przeze mnie mój brak akceptacji dla kobiet biernych i autodestrukcyjnych.  Ale może być też tak, że odebrałam tę książkę zupełnie niezgodnie z zamierzeniem autorki. Choć z drugiej strony jest też tak, że nie ma jednej książki, książek bywa tyle, ilu bywa czytelników.

Zaciekawia natomiast zderzenie wielości języków, które zna Kate z niemożnością porozumienia się z otoczeniem.

Nie było to moje pierwsze spotkanie z Noblistką. W tej chwili czytam Podróż Bena, będącą kontynuacją Piątego dziecka i przyznaję, że czytam z zainteresowaniem.

Moja ocena coś pomiędzy 4-/6 a 3+/6

7.10.2012

"Krzak gorejący" - Sigrid Undset


  W pierwszej części  cyklu Nadzieja , "Gymnadeni", Paul  Selmer z głową pełną ideałów i mrzonek  wkracza w dorosłe życie. Przeżywa pierwszą, niespełnioną miłość i zakłada rodzinę, żeniąc się z młodziutką Bjorg. Rezygnuje z marzeń o geologii i staje się handlowcem. Zostaje po raz pierwszy ojcem i wchodzi w coraz większą zażyłość duchową z Bogiem,  skłaniając się coraz bardziej  ku katolicyzmowi.

Druga część cyklu ,"Krzak gorejący",  ukazuje dalsze losy  Paula i jego już czteroosobowej rodziny , na tle zarysowujących się zmian, do jakich dochodzi w trakcie i po wojnie.

Podczas toczącej się na kontynencie europejskim wojny Norwegia , która pozostaje neutralna przeżywa czas prosperity, również Paulowi , który zarabia na wojnie powodzi się dobrze lecz z czasem sytuacja zmienia się na niekorzyść, wychodzi ze spółki trondhjemskiej, przejmuje zakład obróbki steatytu w dolinie Goudbrand , i  przenosi się z rodziną z Trondhjem  do Kristianii.

W tym czasie  intensywnie przygotowuje się również do przyjęcia religii katolickiej  biorąc udział w katechizacji i prowadząc wewnętrzny dialog z Bogiem, który w przeddzień przyjęcia go w grono katolików staje się przejmująco pięknym wołaniem: "Boże mój, jestem znużony, znużony , znużony wszystkimi krętymi drogami, które sam sobie wyszukiwałem, ażeby uciec przed Tobą.I teraz przychodzę Cię prosić, żebyś mi otworzył, żebyś mi siebie samego otworzył". 

Więcej  na moim blogu