29.01.2014

Dyptyk petersburski Josef Brodski


Zeszyty Literackie Rok wydania 2003

Im niżej opada rtęć w termometrze, tym wygląd miasta staje się coraz bardziej fantastyczny. Dwadzieścia pięć stopni mrozu to już dość, ale temperatura nie przestaje się obniżać i jak gdyby uporawszy się z ludźmi, rzeką i budowlami, sięga teraz idei i pojęć abstrakcyjnych. Domy wzdłuż bulwaru, z płynącym nad ich dachami białym dymem, coraz bardziej przypominają zatrzymany pociąg: jego kierunek to wieczność. (str. 24)

W Petersburgu byłam tylko raz, nazywał się wówczas Leningradem, ja miałam pięć lat i miałam nieco ponad metr wzrostu. Niewiele zapamiętałam z kilku miesięcy pobytu, ale to co zapamiętałam to klimat miasta, który odnajduję w szkicu Brodskiego Przewodnik po przemianowanym mieście. Dla mnie były to wydrążone w śniegu tunele sięgające wysokości dorosłego człowieka, słońce iskrzące się w płatkach śniegu, skrzypienie pod butami i przejmujące zimno, które hartuje człowieka na długie lata. Pamiętam, że odbierałam je, jako piękne, bajkowe i trochę groźne miasto (z powodu monumentalności budowli). Te zamarznięte sople lodu, te piękne fontanny, to sprawiające wrażenie czystości miasto (dzięki bieli śniegu) robiło na dziecku wrażenie miasta z tysiąca i jednej nocy.
W Petersburgu wszystko może się zmienić prócz tutejszej pogody. I światła. To światło północne, blade i rozsiane; oko i pamięć nabierają w nim niezwykłej bystrości. (…) …chodzenie pod tym niebem. Po bulwarach z cynamonowego granitu, wzdłuż ogromnej szarej rzeki, już samo przez się poszerza życie i uczy dalekowzroczności. W ziarnistości granitowego bulwaru w pobliżu nieustannie płynącej wody jest coś, co nasyca stopy zmysłowym pragnieniem chodzenia. Wiatr znad morza, przesycony zapachem wodorostów, uleczył tu niemało serc przepełnionych kłamstwem, rozpaczą i poczuciem bezradności. Jeśli to sprzyja zniewoleniu, niewolnikowi można wybaczyć. W tym mieście jakoś łatwiej znieść samotność niż gdzie indziej, bo samo miasto jest samotne (str. 23)

Za czasów Piotra I ziściły się dążenia dynastii Romanowów; uzyskano dostęp do morza. Marzeniem cara, człowieka nie bojącego się wyzwań, wykształconego i otwartego na zachód, pozbawionego kompleksów niższości wobec Europy było wybudowanie miasta-portu; okna na Europę. Wyzwanie było tym trudniejsze, iż budowę należało przeprowadzić od podstaw, na podmokłym gruncie i na słabo zaludnionych terenach. Był władcą i to władcą absolutnym, więc wizja zbudowania miasta innego, niż dotąd istniejące, nie naśladującego, a stanowiącego wzór do naśladowania, potwierdzającego pozycję Rosji i nadającego ton Europie, zmieniła się w rzeczywistość. Cóż z tego, że wysokim kosztem, czy przyszłe pokolenia podziwiając pomniki przeszłości będą pamiętać o krzyżach na placu budowy.

"Kiedy tak się zdarza, że wizjoner jest w dodatku cesarzem, wówczas działa bez wszelkiej litości. Określenie metod, których używał Piotr, jako "przymusowe", byłoby zbyt delikatne. Opodatkował wszystko i wszystkich, chcąc zmusić swoich poddanych do podbijania nowych obszarów. Przy Piotrze poddani korony rosyjskiej mieli dość ograniczone możliwości: pobór do wojska albo odprawa na budowę Sankt-Petersburga, przy czym trudno orzec, co bardziej groziło śmiercią. Dziesiątki tysięcy poginęły bezimiennie w błotach newskiej delty, której wyspy zyskały sobie sławę nie lepszą niż współczesny Gułag. Z tą tylko różnicą, że w wieku osiemnastym wiedziałeś, że budujesz, i miałeś szansę, że otrzymasz ostatnie namaszczenie i drewniany krzyż na mogile. Zapewne Piotr nie mógł w inny sposób wykonać swojego planu. (….) Powszechne podporządkowanie wszystkiego i wszystkich, o które starał się Jeździec Spiżowy, zrodziło rosyjski totalitaryzm, którego owoce smakują niektórym lepiej niż nasiona. Masy wymagały decyzji na skalę masową, a Piotr ze względu na swoje wykształcenie i ze względu na historię Rosji nie był zdolny do niczego innego. Traktował ludzi zupełnie tak samo, jak ziemię, na której wznosił swoją przyszłą stolicę. (…)To miasto rzeczywiście wznosi się na kościach swoich budowniczych w tej samej mierze, co na wbitych przez nich słupach. (str. 8-9)

Petersburg, zaplanowany, jako nowy Amsterdam, dziś nazywany jest Wenecją północy. To zapewne wszechobecność wody spowodowała, iż tak ważne miejsce w sercu poety zajęła potem Wenecja, tutaj powracał wielokrotnie, co znamienne wyłącznie zimą i tutaj spoczął (Znak wodny).

Dwadzieścia kilometrów biegu Newy w obrębie miasta, dzielącej się w samym jego środku na dwadzieścia pięć wielkich i małych odnóg, stwarza mu takie wodne lustro, że narcyzm staje się czymś nieuniknionym. Odbijając się co sekundę w tysiącach metrów kwadratowych płynnego srebrnego amalgamatu, miasto jak gdyby dosłownie jest stale fotografowane przez rzekę, a tak zdjęty metraż wpada do Zatoki Fińskiej, która w słoneczny dzień wygląda jak zbiornica tych oślepiających fotografii. Nic dziwnego, że niekiedy miasto sprawia wrażenie skrajnego egoisty, zajętego wyłącznie swoją własną powierzchownością. Z pewnością w takich miejscach bardziej zwraca się uwagę na fasady niż na wygląd sobie podobnych. Niewyczerpane, przyprawiające o zawrót głowy mnóstwo odbić tych pilastrów, kolumnad i portyków wskazuje naturę tego kamiennego narcyzmu, nasuwa myśl, że, przynajmniej w świecie nieożywionym, można traktować wodę jak skondensowany Czas.(str.12-13)
Kiedy Petersburg, jako kolebkę rewolucji przemianowano na Leningrad stał się on na szczęście pustą jej kolebką.

Wojna domowa szalała wokół niego i w całym kraju, straszliwe pęknięcie podzieliło naród na dwa wrogie obozy; ale tu nad brzegami Newy, po raz pierwszy od wieków, panował spokój, a trawa wyrastała ze szpar między płytami trotuarów i kamieniami bruku opustoszałych placów. Głód robił swoje, a razem z nim Czeka (dziewicza nazwa KGB), ale poza tym miasto zostało pozostawione samo sobie i swoim widziadłom. Jak długo kraj ze stolicą przywróconą w Moskwie staczał się ku przyrodzonemu sobie klaustro- i ksenofobicznemu stanowi, Petersburg nie mając gdzie się podziać, trwał nieruchomo w swoim kształcie miasta dziewiętnastowiecznego zupełnie jak gdyby pozował do fotografii. (str. 22)
Jedyną zmianą było wybudowanie na przemysłowych przedmieściach nowych budowli oraz polityka mieszkaniowa nakazująca do mieszkań ludzi bogatych dokwaterowywać biedotę. Znak wodny Brodskiego uznałam za najpiękniejszy obraz Wenecji, Przewodnik po przemianowanym mieście to portret miasta, który w sercach tych, którzy kiedykolwiek odwiedzili miasto wzbudzi nostalgię i chęć powrotu, zaś u tych, którzy nigdy tam nie byli zrodzi marzenie odbycia choćby krótkiego spaceru nad Newą.
Moje blogowe koleżanki pisząc (tutaj Imani i tu Kaye) o Dyptyku petersburskim oddały głos poecie ograniczając pisanie do zacytowanych fragmentów eseju. Myślę, że miały rację.

Nie potrafię napisać o swoich wrażeniach tak esencjonalnie i tak harmonijnie, zachowując proporcje w oddaniu odczuć zmysłowych i nie popadając w przesadę, jak czyni to Brodski pisząc o swoim mieście. Trudno wyobrazić sobie, jak na zaledwie dwudziestu paru stronach można napisać tyle o charakterze miasta, jego historii, klimacie, literaturze ("literatura rosyjska zrodziła się nad brzegami Newy" pisze Brodski), jak wyrazić tyle uczuć; tkliwości, miłości, ciepła, podziwu. I podobnie, jak w Znaku wodnym i tutaj zachwycam się prostotą i pięknem języka (ukłony w stronę tłumacza Pawła Hertza) oraz umiejętnością przekazania prozaicznej rzeczywistości w sposób poetycki i chwytający za serce.

W skład wydanego przez Zeszyty Literackiego Dyptyku petersburskiego wchodzi także esej W półtora pokoju. Jest to hołd złożony najbliższym; pełen uczucia obraz rodziców, których zmuszony był zostawić samych w półtorej pokoju, rodziców, którym nie mógł towarzyszyć w starości, chorobie, których nie dane mu było pożegnać. Próba ocalenia pamięci o przeszłości, gestów, spojrzeń, wypowiedzianych lata temu słów, zachowań, mimiki twarzy, zapamiętanych przedmiotów, zawsze wzrusza, a kiedy jest ona tak udana, jak w tym przypadku, mogę jedynie pochylić czoło przed umiejętnościami pisarza i wrażliwością człowieka.

Każde dziecko, choć w różnym stopniu, łaknie dorosłości i nie może doczekać się, kiedy w końcu opuści dom- to gniazdo, to więzienie. Wyrwać się! Ku prawdziwemu życiu! Ku szerokiemu światu. Ku samodzielności. To życzenie spełnia się w końcu. I przez jakiś czas istnieją tylko nowe horyzonty, absorbujące budowanie własnego gniazda, urządzanie własnej rzeczywistości. Potem pewnego dnia, gdy człowiek opanuje już nową rzeczywistość i osiągnie samodzielność, raptem przychodzi wiadomość, że stare gniazdo zniknęło, a ci którym zawdzięcza życie, umarli. Tego dnia czuje się jak skutek nagle pozbawiony przyczyny. Strata jest tak ogromna, że aż niezrozumiała. Umysł, spustoszony przez cios, doznaje skurczu, co jeszcze bardziej potęguje klęskę. Pojmujemy, że młodzieńczą pogonią za samodzielnością, ucieczką z gniazda, uczyniliśmy się bezbronnymi. Źle się stało, ale możemy obarczać winą naturalny porządek rzeczy. (str.51).

Kiedy czytam o rodzicach Josifa to wydaje mi się, że widzę ich na tej ograniczonej przestrzeni, tak bezbronnych w swym osamotnieniu,  pogodzonych z losem, którego nie mogą i nie chcą zmienić. 

Lubili operowe arie, tenory i gwiazdy filmowe czasów swojej młodości. Malarstwo nie interesowało ich zbytnio, mieli pojęcie o sztuce „klasycznej”, lubili rozwiązywać krzyżówki i byli zakłopotani i zaniepokojeni moimi próbami literackimi. Uważali, że postępuję niesłusznie, martwili się moją sytuacją, ale popierali mnie w miarę swoich możliwości, gdyż byłem ich dzieckiem. Później, gdy udało mi się tu i tam coś wydrukować, byli zadowoleni, a nawet dumni; ale wiem, że gdybym okazał się zwyczajnym grafomanem i próby moje zakończyły się niepowodzeniem, ich stosunek do mnie byłby taki sam. Kochali mnie bardziej niż siebie samego i prawdopodobnie w ogóle by nie zrozumieli mojego poczucia winy w stosunku do nich. Najważniejsze, że był chleb na stole, czysta odzież i dobre zdrowie. To były dla nich synonimy miłości, i lepsze były one niż moje. (str. 72-73)

                                                                        
Gdybym miała porównać Dyptyk ze Znakiem wodnym postawiłabym między nimi znak równości, oba są napisane pięknym językiem, pełne poezji, są wyrazem wrażliwości i umiejętności ich twórcy.

Moja ocena - oczywiście nie może być inna, jak 6/6. 

24.01.2014

"Pamiętnik przetrwania" Doris Lessing

To moje trzecie spotkanie z twórczością Lessing i z przykrością muszę stwierdzić-pierwsze wielkie rozczarowanie. Dwie pierwsze książki zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Tym razem nie byłam w stanie dobrnąć do końca.
Świat dąży do zagłady. Na ulicach szaleją gangi chuliganów, wszędzie panuje przemoc. Ludzie muszą walczyć o przetrwanie, o żywność, o wszystko. Większość ucieka, w nieznanym czytelnikowi kierunku. W takich okolicznościach do głównej bohaterki - narratorki w tajemniczy sposób trafia mała dziewczynka Emily i jej dziwny pies. Tak zaczyna się ich wspólne życie.
Jest też tajemnicza ściana, przez którą przechodzi narratorka. Mimo, że powinna być za nią klatka schodowa, jest inne, nieznane mieszkanie, które bohaterka stopniowo poznaje.
Akcja nie jest umiejscowiona ani w konkretnym czasie, ani miejscu (chociaż można się domyślać, że jest to Anglia). Nie wiadomo też, czym jest tajemnicze "to", które się pojawiło i podzieliło czas na przed i po.
Książka nie porywa, nie intryguje, nie bawi ani nie pociąga. Brak jej oryginalności tematu. Akcja jest mało wyrazista, nawet charakterystyczna dla Lessing analiza psychologiczna bohaterów tu jest mocno zagmatwana i mało ciekawa.
Niestety, nie jest to książka, którą chciałabym mieć na swojej półce. Ale nie zniechęci mnie do sięgnięcia po kolejne dzieła tej autorki:)
Notka zamieszczona jest również na moim blogu.

17.01.2014

William Faulkner – Intruz

William Faulkner
Intruz (Intruder in the Dust)
przeł. Ewa Życieńska
Czytelnik, 1990

Faulkner zajmuje u mnie sporo miejsca na półce, chociaż nie wszystko, co napisał, już przeczytałam. Po każdej powieści czy zbiorze opowiadań potrzebuję chwili oddechu, by ułożyć sobie w głowie kolejną historię z Yoknapatawpha. Tym razem, po dość długiej przerwie, sięgnęłam po Intruza w nadziei, że cieńsza powieść wciągnie mnie znowu łagodnie w świat Południa.
Intruz to pozornie lekka historia kryminalna. Złapany nad ciałem Vinsona Gowrie, czarnoskóry Lucas Beauchamp, posiadacz broni palnej, został uznany winnym zabójstwa i osadzony w areszcie. Na amerykańskim Południu wina czarnego człowieka jest tak oczywista, że nikt nie bierze pod uwagę innej możliwości. Nikt oprócz szesnastoletniego Chicka, który zetknął się z Lucasem wcześniej i miał wobec niego dług honorowy. To Chick podejmie się niebezpiecznego zadania wykazania, że broń, która pozbawiła życia białego nie była bronią Lucasa.


Czytaj dalej...

12.01.2014

Doris Lessing "Lato przed zmierzchem"



Kate przez 25 lat pełni rolę żony i matki. Jest w pełni oddana rodzinie, gotowa na każde zawołanie nieść pomoc, troskliwa opiekunka. Zależna od potrzeb innych i stawiająca zawsze innych ponad sobą. Nagle pojawia się propozycja atrakcyjnej pracy na czas wakacji. Okazuje się, że dorosłe już dzieci z ulgą przyjmują fakt, że Kate będzie miała teraz dla nich mało czasu. Wszyscy świetnie sobie radzą w nowej sytuacji, a nawet są zadowoleni, bo czuli się już przytłoczeni opiekuńczością Kate. Kobieta czuje się niepotrzebna, odtrącona, ma wrażenie, że schodzi na margines świata, w którym żyła tyle lat. Spodziewała się, że taki moment przyjdzie, ale nie tego, że tak szybko to nastąpi.
Przyjęcie pracy tłumacza jest momentem zwrotnym w życiu kobiety. Poznaje całkiem nowy świat, z którego wykluczyło ją pojawienie się dzieci. Spotyka ciekawych ludzi, nawiązuje romans z dużo młodszym mężczyzną. Jednak mimo zewnętrznych zmian wciąż wykorzystuje codzienne zachowania i umiejętności charakterystyczne dla matki i gospodyni domowej. Jest pomocna i opiekuńcza wobec nowo poznanych osób, wobec kochanka wykazuje uczucia macierzyńskie.
Lato spędzone z dala od domu i bliskich jest okazją do wnikliwej analizy dotychczasowego życia, do poznania samej siebie, do zauważenia zmian w sobie i najbliższych.
 Cd na moim blogu.

Alice Munro. Przyjaciółka z młodości.


Wydane przez
Wydawnictwo Literackie

Gdyby, będąc powodowanym ciekawością, zapytać miłośników prozy Alice Munro, o czym pisze, odpowiedź mogłaby być jedna – „o życiu”. 

Głównym tematem książki „Przyjaciółka z młodości” jest życie, to zwyczajne, codzienne, pełne wzlotów i upadków, rozczarowań i radości, miłości i zdrad, które przefiltrowane jest przez kobiecy punkt widzenia, przez narrację, która kobiety stawia na pierwszym planie i daje im prawo żyć po swojemu, nawet jeśli to, ich „po swojemu” jest efektem rezygnacji z czegoś, czego pragnęły.

Bohaterki tylko z pozoru wydają się być delikatnymi. Flora, którą omija życie, bo ukochany wciąż trafia w ramiona innych, niż ona, kobiet. Hazel, odwiedzająca po śmierci męża, miejsca, w które jeździł zawsze bez niej i każdorazowo opowiadał o zaprzyjaźnionych, acz niewinnie, kobietach. Przyjaciółki z lat dziewczęcych, które – dziś już dorosłe – konfrontują własne marzenia i plany z tym, co je w życiu spotkało.

Spotkanie z prozą Munro to niespieszny czas na wnikliwe poznawanie ludzkich motywacji.

11.01.2014

Kulturożerca wita

Moje początki z twórczością noblistów są już dosyć bogate, ale dołączyłam do tego projektu, aby poznać jeszcze więcej uznanych pisarzy. Jak dotąd oprócz oczywiście noblistów polskich czytałam G. Marqueza, J.Coetezee, J. LeClezio, A.Camusa, E. Jelinek, D. Lessling, W.Faulknera, O.Pamuka, M.V. Llosę i A. Munro. Szczególnie ukochałam sobie Marqueza i Llosę, "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki", "Sto lat samotności", "Miłość w czasach zarazy" należą do mojego kanonu ulubionych lektur.
W ramach realizacji projektu głównie chciałabym się skupić na nadrabianiu moich zaległości z dziełami twórców, których nazwiska są mi już od dawna znane, a ich najsłynniejsze tytuły znajdują się na mojej liście "must read". Będą to Thomas Mann, Herman Hesse, Ernest Hemingway, Borys Pasternak, John Steinbeck, Samuel Becket, Aleksander Sołżenicyn, Jose Saramago, Imre Kartesz i Herta Muller. Ponadto zamierzam pogłębić moją znajomość twórców, z którymi już się zetknęłam w mojej książkowej karierze i dla nas zrecenzować najbardziej poruszające mnie tytuły. Z niecierpliwością czekam też na recenzje pozstałych uczestników, aby móc poznać nieznane mi dotąd tytuły warte przeczytania.

9.01.2014

"MARZENIE CELTA" MARIO VARGAS LLOSA

Tytuł: Marzenie Celta
Tytuł oryginału: El sueno del celta
Autor: Mario Vargas Llosa
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 436
Moja ocena: 5/6












 "Marzenie Celta" jest powieścią opowiadającą o tragicznych losach Rogera Casementa (1864- 1916), brytyjskiego dyplomaty, irlandzkiego patrioty i rewolucjonisty, pisarza, poety, a przy tym niezwykłego człowieka jakim był Casement. Joseph Conrad pisał o nim: "Zawarłem znajomość z panem Rogerem Casementem, co w każdej okoliczności uważałbym za wielką przyjemność (...). Myśli, wypowiada się dobrze, ogromnie inteligentny i bardzo sympatyczny". "Marzenie Celta" jest literacką biografią Rogera Casementa, jest także niezwykłą podróżą w głąb ludzkiej natury i duszy.

Roger Casement, źródło: en.wikipedia.org

Roger Casement z uwagi na to kim był i czego dokonał, co przeżył w swoim życiu, jest ciekawą postacią historyczną. Większą część swojego życia (dwadzieścia lat) spędził w Afryce i ponad półtora roku mieszkał w Amazonii. Nazywany obywatelem świata. Był wielkim patriotą irlandzkim i swoje życie poświęcił w walce o wolność i niepodległość Irlandii, a także o prawa człowieka. Casement poprzez kolaborację z Niemcami i dlatego, że jego osoba kojarzyła się z homoseksualizmem i pedofilią został na wiele lat zapomnianym bohaterem, wymazanym z kart historii. Odkryty na nowo i doceniony za swoje zasługi w wyjawieniu straszliwych zbrodni popełnionych w Kongu i Amazonii w epoce kauczuku został dopiero w roku 1965.
Roger Casement z polecenia Korony Brytyjskiej jako konsul angielski miał przeprowadzić śledztwo, zbadać i sporządzić wiarygodny raport na temat sytuacji Kongijczyków pracujących na plantacjach kauczuku w Kongo, które było kolonią belgijską. Roger w Kongo odkrył straszliwą prawdę o losie tubylców, którzy byli niewolniczo wykorzystywani w zbieraniu kauczuku. Gdy rdzenni mieszkańcy nie dostarczali określonej (grubo przesadzonej) ilości kauczuku byli wówczas surowo i okrutnie karani przez żołnierzy. Obcinano dłonie, chłostano biczem, mordowano (dla przykładu nieposłuszeństwa i  w nie wywiązywaniu się z ilości pozyskiwanego kauczuku) całe wioski, kobiety i dzieci gwałcono i torturowano, głodzono, więziono. Można by tak wymieniać bez końca okrucieństwa do jakich dopuszczali się żołnierze. 
 
Całość można przeczytać TUTAJ:)

7.01.2014

Powitanie

Witam i dziękuję za zaproszenie! W Nowym Roku postanowiłam podjąć wyzwanie i przystąpić do projektu Nobliści. Do tej pory sięgałam po dzieła: Sienkiewicza, Reymonta, Hemingwaya, Camusa (w ramach lektur szkolnych, wiele lat temu!), Sołżenicyna, Coetzee, Jelinek i  Lessing, ale znam dosłownie pojedyncze utwory tych autorów. Warto nadrobić zaległości! A w planach mam m.in. noblistów skandynawskich, Marqueza, Miłosza, kolejne książki Lessing i Coetzee.
Przy okazji zapraszam na mojego bloga książkowego:  http://szafazksiazkami.blogspot.com/

4.01.2014

Kenzaburō Ōe - Sprawa osobista

Ptak, główny bohater powieści, został wezwany do szpitala położniczego, bo jego żona urodziła dziecko. W szpitalu dowiedział się, że na główce noworodka znajduje się olbrzymia narośl, która wygląda jak druga głowa. Wszyscy - i lekarze, i teściowa, i Ptak - uważają, że najlepiej, najhumanitarniej byłoby, gdyby maluszek jak najszybciej umarł. Zapada decyzja, by noworodkowi nie podawać mleka i pozwolić, by "natura zrobiła swoje". Dziecko nie otrzymuje nawet imienia, ktoś nazywa je "potworkiem" i od tej chwili nawet ojciec myśli o nim jak o potworze.

"Sprawa osobista" Kenzaburō Ōe to bardzo gorzka i przerażająca książka. Pokazuje niechęć do niepełnosprawnych dzieci, obłudę, gotowość dorosłych ludzi do popełnienia morderstwa w białych rękawiczkach. Dalszy ciąg recenzji tutaj.