3.09.2011

Na wschód od Edenu oraz Dziennik z morza Corteza John Steinbeck

Na wschód od Edenu
Książkę przeczytałam po raz pierwszy, ale myślę, że nie ostatni. Wiele osób zapewne zna ekranizację powieści z Jamesem Deanem w roli Caleba Traska. Według mnie to jeden z lepszych amerykańskich filmów.
Książka jest sagą losu dwóch żyjących w Ameryce na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku rodzin. Dzieje rodu Trasków i Hamiltonów są jedynie pretekstem do refleksji na temat walki dobra ze złem.
Postacie przedstawione w powieści nie są tak do końca jednoznaczne. Jedynie Katie, bezwzględny, zimny potwór, pozbawiony uczuć, zmierzający do realizacji swoich celów „po trupach”, który nie cofnie się nawet przed unicestwieniem własnych rodziców jest osobą do szpiku kości złą.
Pozostali bohaterowie nawet ci, którzy na pierwszy rzut oka jawią się nam, jako postacie wyłącznie dobre noszą w sobie zarówno pierwiastki dobra jak i zła. Adam Trask popełnia błędy swojego ojca i wyróżnia jednego z synów, Aron Trask żyje ideami i wyobrażeniami, Sam Hamilton mimo wielkiej miłości do żony, całe życie ją oszukuje i marzy o innej.
Powieść nawiązuje do biblijnej przypowieści o Kainie i Ablu, dwóch braciach rywalizujących o miłość ojca. Mnie jednak ważniejszą wydaje się nie tyle rywalizacja o uczucia, co obawa przed odrzuceniem, to niby to samo, ale nie zupełnie. Jak mówi jeden z bohaterów powieści; w każdym z nas tkwi ogromna obawa przed odrzuceniem. Boimy się znaleźć poza; poza związkiem, poza rodziną, poza grupą, poza społecznością. Bycie zaakceptowanym nie jest równoznaczne z miłością. Dla mnie "Na wschód od Edenu" jest powieścią o potrzebie akceptacji. Chyba najbardziej tragicznym byłoby, jak mówi jeden z bohaterów odejść z tego świata nie wzbudzając w nikim uczucia żalu, poczucia straty.
Drugim bardzo ważnym tematem poruszanym w powieści jest kwestia wolności wyboru. Nasz wybór nie jest zdeterminowany jakąś siłą wyższą. To prawo wyboru, jakie otrzymujemy od Boga czyni nas niemal partnerami Stwórcy. Do mnie głęboko przemawia dokonana przez Li przy pomocy jego współbraci analiza szesnastu wierszy z Księgi rodzaju i słowa klucza powieści - „timszel”, oznaczającego możliwość wyboru (możesz panować nad grzechem, złem, występkiem i tylko od ciebie zależy co zrobisz ze swoim życiem, jakim będziesz człowiekiem). Możesz wybrać dobro, możesz wybrać zło. A to oznacza nadzieję, a także wielkość człowieka.
Powieść przy całej swej wielowątkowości i złożoności jest bardzo prosta. Tak jak proste bywa życie (choć nie lekkie), często to my sami sobie je komplikujemy. Książkę czytało mi się lekko i szybko mimo sporej jej objętości ok. 800 stron.
Moja ocena 6/6


Dziennik z Morza Corteza
John Steinbeck imał się w życiu wielu zajęć; był robotnikiem rolnym, murarzem, aptekarzem, mierniczym, zbieraczem owoców, marynarzem i dziennikarzem, poza tym jak wiemy pisał książki.
W 1940 roku wraz z przyjacielem Edem Rickettsem i kilkuosobową wynajętą załogą wyruszył w sześciotygodniową podróż morską wzdłuż zachodniego wybrzeża Stanów. Celem podróży było zebranie okazów fauny morskiej do badań laboratoryjnych w Zatoce kalifornijskiej, zwanej wówczas Morzem Corteza.
Czytając Dziennik z Morza Corteza mamy okazję odbyć wraz z załogą morską podróż na kutrze do połowu sardynek i obserwować bogaty świat podmorskiej głębi, ale co ważniejsze dzięki lekturze możemy poznać jej autora. Podróż bowiem skłania do przemyśleń i refleksji, obserwując podwodne życie autor zauważa analogie do życia ludzi. Okazuje się, że każde z ludzkich zachowań znajduje swoje odzwierciedlenie w świecie zwierząt morskich. Czytając Dziennik poznajemy bliżej autora, który nie może się tutaj ukryć za swoimi literackimi bohaterami.
Przygotowanie do morskiej podróży, aprowizacja statku, opis problemów biurokratycznych, rejs kutrem do połowu sardynek, problemy z silnikiem, opis metod badawczych – temat wydawałoby się mało pasjonujący. Cóż może być ciekawego w zbijaniu skrzynek, opisywaniu próbówek, zbieraniu rozgwiazd i mięczaków.
Jednak opis podróży stanowi jedynie tło dla wyrażenia myśli i poglądów przyszłego laureata nagrody Nobla.
Pomiędzy opisem relacji z nurkowania i podwodnej fauny Steinbeck snuje rozważania na temat człowieka i ludzkiej natury. Rejs jest też okazją do poznawania nowych ludzi, ich odmiennej kultury, problemów, światopoglądów.
Jest to książka, której nie można czytać zbyt szybko, gdyż chciałoby się przeanalizować, przemyśleć, przetrawić poglądy autora. Dziennik zawiera też sporo humorystycznych opowiastek i analogii między życiem zwierząt a życiem ludzi.
Książka godna polecenia z jednym zastrzeżeniem; jeśli ktoś szuka w niej wartkiej akcji, przygód mrożących krew w żyłach czy sensacji może się zawieść. Przygotowując się do czytania należy przeznaczyć na lekturę nieco więcej czasu. Mimo, iż książka liczy nieco ponad trzysta stron czytanie zajęło mi prawie tydzień.

2 komentarze:

Radosiewka pisze...

Jedna książka ciekawsza od drugiej:) W wolnej chwili sięgnę po obydwie, chociaż Dziennik z morza Corteza bardziej mi się spodobał po przeczytaniu Twojej opinii:)

guciamal pisze...

Dziennik jest wart poznania, zwłaszcza, że mniej znana i mało popularyzowana pozycja, a wiele mówi o autorze