28.12.2015

Idealne matki - Doris Lessing

Autor – Doris Lessing
Tytuł – Idealne matki
Tytuł oryginału – The Grandmothers
Przekład – Bohdan Maliborski
Wydawnictwo Wielka Litera
ISBN 978-83-64142-04-8
Lil i Roz są nierozłączne, mieszkają po sąsiedzku w pięknych domach nad brzegiem oceanu. Obie są samotnymi kobietami i obie mają nastoletnich, atrakcyjnych synów. Nieoczekiwany pocałunek niszczy ten przyjacielski układ i popycha bohaterów do uwikłania się w skandaliczne romanse, które trwają długie lata i niszczą wszystkich dookoła. A szczególnie tych, którzy są najbliżej.
Jak wielka jest miłość, która niszczy samych zakochanych?
Idealne matki, taki tytuł zastosowano na potrzeby filmu, który powstał na podstawie opowiadania Dwie kobiety. Doris Lessing, brytyjska pisarka, urodzona w Persji, laureatka Literackiej Nagrody Nobla z 2007 roku; jest autorką ponad czterdziestu książek. Od 1949 roku mieszka w Anglii.
Idealne matki to historia dwóch dziewczynek, nastolatek, młodych, a później dojrzałych kobiet i ich rodzin. Liliane/Lil i Rozeanne/Roz poznały się na rozpoczęciu roku szkolnego. Dwie śliczne blondyneczki z niebieskimi oczami, podobne do siebie jak siostry. Od tego momentu stały się prawie nierozłączne, ku uciesze ich rodziców, którzy dzięki nim się zaprzyjaźnili. Nieodmiennie przez całe dzieciństwo towarzyszył im szum morza i łagodny plusk fal.
Dziewczynki dorastały w świecie błękitu. Każda ulica kończyła się morzem, niebieskim jak ich oczy (…) a nad głowami miały błękitne niebo (…) a powietrze zawsze było tu słone.
Wkrótce dorosły, stały się nastolatkami. Gibka Lil świetnie dawała sobie radę w sporcie, a głośna i rozpierana przez energię Roz grała w szkolnych przedstawieniach. Na studia również poszły razem, Lil ze względu na sport, Roz na zespół teatralny. Po studiach wkroczyły odważnie w dorosły świat. A świat ten domagał się, aby dziewczyny w tym wieku były już zamężne i miały dzieci.
Były sobie tak bliskie, że choć wiodły prym w całkiem różnych dziedzinach, ich nazwiska i tak zawsze łączono. Żadna nie wdała się w wielkie, wykluczające tę drugą namiętności, zawody miłosne czy zazdrość.
Prawie w jednym momencie wyszły za mąż: Roz za Harolda, wykładowcę uniwersyteckiego, a Lil za Thea, właściciela sieci sklepów ze sprzętem sportowym. Oczywiste było, że zamieszkali przy jednej ulicy, naprzeciwko siebie. Urodziły zdrowych i ślicznych chłopców w odstępie tygodnia. Dosłownie jakby się zmówiły. Połączeni przez niezrozumiałą więź, stanowili jedną wielką szczęśliwą rodzinę. Co mogłoby się wydarzyć, aby zepsuć tę rodzinną sielankę? Przecież to niemożliwe, żeby wszystko było cały czas tak piękne i idealne.
Jeśli coś działa, nie naprawiaj.
Niby zwykła opowieść o dwóch prawie idealnych rodzinach, ale przedstawiona w sposób, który nie pozwala tej króciutkiej historii odłożyć na moment. Siadasz, czytasz i zachwycasz się tą prostą fabułą.  Od pierwszej strony, ba!, od pierwszego zdania treść wciąga bez reszty, a to świadczy li tylko o talencie i błyskotliwości autorki.
Idealne matki to historia idealnej-nieidealnej rodziny, a właściwie dwóch rodzin. Od samego początku czuje się, że coś wisi w powietrzu, że coś musi się stać, aby zaburzyć ten doskonały spokój. Autorka stworzyła sielankową opowieść o pięknych ludziach, którym wszystko się w życiu udaje, jednak podczas czytania zdajemy sobie sprawę z tego, że za chwilę nastąpi wielkie bum.
To opowiadanie, które Doris Lessing napisała w 2003 roku, czyli prawie u kresu swojego ziemskiego istnienia, jest bardzo przebojowe i odważne. Niestety znajdzie na pewno wielu przeciwników, ale ja uważam, że należy być otwartym na różne inności… Nawet na taką atypowość. Polecam lekturę opowiadania noblistki tym, którzy nie boją się wyzwań oraz tym, którzy chcą spędzić wolną godzinę z naprawdę dobrą literaturą.
Na podstawie opowiadania Lessing powstał w 2013 roku film w reżyserii Anne Fontaine. W rolach głównych wystąpili: Naomi Watts, Robin Wright, Xavier Samuel i James Frecheville. Widziałam zwiastun i jestem bardzo ciekawa tego filmu.

18.11.2015

"Uciekinierka" Alice Munro

Zbiór ośmiu opowiadań, dotyczących spraw kobiet. To one są bohaterkami każdego z nich. Romanse, życie bez ślubu i małomiasteczkowe wytykanie palcami z tego powodu, małżeństwo bez miłości-to tematy stare jak świat. Jednak Autorka próbuje wniknąć w psychikę swych bohaterek głębiej, niż w popularnych i lekkich czytadłach. To opowieści o uczuciach, odczuciach, mierzeniu się z samym sobą. Próbie zrozumienia siebie, a czasem ucieczki od siebie. Każda z kobiet znajduje się w sytuacji, która odmienia jej życie, musi podjąć decyzję, która odbija się echem przez wiele kolejnych lat. Z każdego opowiadania można wysupłać zdanie, nad którym chce się zastanowić w odniesieniu do własnych doświadczeń.
Narracja snuje się leniwie, jednak w każdym opowiadaniu jest jakiś punkt kulminacyjny, zwrotny, ostro zaznaczony.
Książka mnie nie porwała, nie zauroczyła. Co więcej, zabierałam się do niej kilka razy, po czym odkładałam na kilka miesięcy czy nawet lat...Nie lubię opowiadań jako formy, język pani Munro jakoś średnio do mnie dociera. Niektóre opowiadania, chociażby te, których bohaterką jest Juliet, czytałam z przyjemnością, przez inne trudno mi było przebrnąć, a były i takie, które porzuciłam w połowie...

13.11.2015

"Sprawa osobista" Kenzaburo Oe

 Ptak, główny bohater powieści japońskiego noblisty, zostaje wezwany do szpitala położniczego, gdzie jego żona urodziła właśnie ich pierwsze dziecko. Jednak nie wszystko poszło gładko. Chłopczyk jest "nienormalny", jak nazwał go dyrektor szpitala, ma przepuklinę mózgu i wygląda jakby miał dwie głowy. W latach 50-tych był to szok jeszcze większy niż dziś, dziecko traktowano jak ufoludka i wszyscy spodziewają się jego rychłej śmierci. Lekarze reagują na nie nerwowo-ironicznym chichotem. Sam Ptak obawia się nawet spojrzeć, podważa sens jakiejkolwiek operacji neurologicznej, ba, sugeruje, żeby przestać dziecko karmić, a tym samym przyspieszyć jego śmierć.
Opowieść trudna, mroczna, opiewająca samotność i wrażliwość głównego bohatera. Głęboka, sięgająca aż do dna emocji i sumienia. Momentami  wręcz obrzydliwa w swej realistyczności (szczegółowe opisy wymiotów Ptaka, jego kaca, czy dzieci na oddziale neurologicznym). Jednak warto przez nią przebrnąć. To wspaniałe studium psychologiczne człowieka, który stanął w obliczu tragedii, życiowego kryzysu. Otoczenie oczywiście mu współczuje, ale szybko się odwraca traktując przypadek "nienormalnego" dziecka jako osobistą sprawę Ptaka. Tak naprawdę 27-letni mężczyzna jest zupełnie niedojrzały, by sprostać rolom, jakie postawiło przed nim życie. Cały czas z nostalgią wspomina dawne lata i z wielkim żalem żegna marzenie o podróży do Afryki, czuje się zniewolony przez małżeństwo i właśnie narodzone ojcostwo.
Muszę przyznać, że zachowanie głównego bohatera nie raz budziło moją złość. Mężczyzna  nie odwiedził po porodzie swojej żony, a przecież i ona musiała być pogrążona w rozpaczy. Za to szukał ukojenia swoich emocji w alkoholu, w towarzystwie i ramionach dawnej przyjaciółki. Starałam się jakoś go zrozumieć, odczytać te reakcje jako sposoby na usilne poradzenie sobie ze swoją samotnością, przerażeniem, a nie jako akty totalnego egoizmu.
To chyba moje pierwsze spotkanie z literaturą japońską. Ale akcja powieści równie dobrze mogłaby być osadzona w każdym innym kraju, niewiele tu samej Japonii. Historia ma charakter autobiograficzny, jest to osobista opowieść ojca niepełnosprawnego dziecka.

Notka ukazała się również na moim blogu.

6.11.2015

"Czarnobylska modlitwa" Swietłana Aleksijewicz


Gdy odkładałam lekturę Aleksijewicz na później, zdawałam sobie sprawę, że, tak jak w przypadku wielu książek z mojego stosu, to zbrodnia. Dobrze, że Aleksijewicz dostała Nobla, dzięki nagrodzie wreszcie sięgnęłam po jej książkę i pewna jestem, że postaram się przeczytać wszystko, co napisała.
Czarnobylska modlitwa to taki typ lektury, który mnie najbardziej pociąga - poruszający, pouczający (wiem, że to słowo brzmi głupio, a może śmiesznie, ale to jest właśnie to, czego w książkach szukam), a przede wszystkim nie przekombinowany. Bez zbędnych zdań, efektów, ozdobników.

Dopiero podczas lektury tej książki zdałam sobie sprawę, jak mało o katastrofie w Czarnobylu wiedziałam, żeby nie powiedzieć, że właściwie nie wiedziałam nic. Moje wspomnienia ograniczają się tylko do płynu Lugola podawanego w szkole, a przecież wcale nie byłam taka mała. Mam wrażenie, że to wydarzenie wcale nie było dyskutowane lecz przyjęte z kolejnym wzruszeniem ramion wobec sprawy, na którą i tak nic nie można zaradzić, ale być może się mylę?

Aleksijewicz słucha Białorusinów, którzy mieli bezpośredni kontakt z elektrownią i wybuchem. Białorusinów właśnie, bo ten niewielki naród najbardziej wskutek katastrofy ucierpiał. O swoich przeżyciach, a przede wszystkim życiu po katastrofie opowiadają kobiety, mężczyźni, dzieci, ludzie prości i naukowcy, lekarze, strażacy i rolnicy. Każdy inaczej wspomina swoje przeżycia ale wszyscy są w kilku punktach tego samego zdania - ich życie zmieniło się po katastrofie kompletnie, brak informacji i wiara w siłę radzieckiego człowieka uśpiły czujność, a teraz czują się naznaczeni i pozostawieni sobie, ich trauma jest większa niż po wojnie. Ów powracający niemal w każdej opowieści homo sovieticus, tutaj określany jako radziecki człowiek, najbardziej mnie zainteresował. Dopiero dzięki tej książce zrozumiałam ten fenomen i zachowanie znanych mi Rosjan. Aż trudno uwierzyć, że można było wychować społeczeństwo na tak dalece oddane państwu, tak gotowe do poświęcenia swojego życia i tak zastraszone przez władzę, którą mógł być zaledwie bezpośredni zwierzchnik. To, co działo się po katastrofie nie mieści się w głowie normalnego człowieka - wysyłanie setek, tysięcy osób na pewną, potworną śmierć, zatajanie i prowizorka w imię nie wiadomo właściwie czego...

Czarnobylską modlitwę czytałam ponad tydzień (dopiero teraz z zaskoczenem odkryłam, że ma tylko 288 stron!), nie byłam w stanie przyjąć więcej niż jedną rozmowę na raz. Słowa raniły, emocje wdzierały się we mnie, a wyobraźnia szalała. Ta książka sprawiała mi niemal fizyczny ból. Mimo to uważam, że należy ją przeczytać, by zrozumieć i wyciągnąć wnioski na przyszłość.

18.10.2015

Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy. S. Aleksijewicz


Po lekturze dwóch książek Swietłany Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety i Krzyk Czarnobyla postanowiłam sięgnąć po tekst „Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy”. Po relacjach kobiet dziennikarka dotarła do ludzi, którzy w czasie drugiej wojny światowej byli dziećmi i po raz kolejny, podchodząc do swoich bohaterów z dużym szacunkiem i empatią, udało jej się poruszyć bardzo trudny i delikatny temat.
Dorośli mówią o doświadczeniach dzieci, jednak czytając te teksty należy pamiętać, iż są one przefiltrowane i zniekształcone przez upływ czasu. Poznanie tych wspomnień jest ciekawe, a zestawiając je z wcześniejszymi tekstami Aleksijewicz dotyczącymi kobiet, czytelnik zyskuje szerszy wachlarz perspektyw postrzegania wojny.

Więcej na blogu Hominem Quaero. Zapraszam.

24.09.2015

Marzenie Celta. Mario Vargas Llosa



Zło i cierpienie wydają się być w tej książce niewyczerpane, dlatego dominującym uczuciem podczas jej czytania jest przygnębienie. Mario Vargas Llosa podejmuje te dwa ogólnoludzkie tematy, a zgłębiając tą sfabularyzowaną biografię, skojarzenia z „Jądrem ciemności” Conrada narzucają się mimowolnie. (...)

Przemoc, poniżenie, gwałt – rzeczowniki te nie są w stanie oddać tego, co chrześcijanie sprezentowali podbitym plemionom w różnych częściach świata. Każdy bat, gwałt, śmierć to kolejne deptanie wartości, które sprowadzone zostały do poziomu wyłącznie słowa. Niestety, odrzucenie aksjologii, która pozwala dostrzec w innym człowieku podmiot a nie przedmiot, nadal jest aktualne.

Więcej na blogu Hominem Quaero

5.08.2015

Ivo Andrić - Dom na odludziu

Dom to piętrowy, na stromym Alifakovacu stoi nieco na uboczu u samego szczytu. Na parterze, gdzie zimą bywa ciepło, a latem chłód panuje, mieści się pokaźna sień, duża kuchnia i od tyłu dwa mniejsze ciemne pokoiki, na piętrze zaś trzy duże pokoje, a jeden, ten od frontu, wychodzący na rozległą dolinę sarajewską, ma obszerny balkon. [s. 5]

Pierwsze dwa zdania z książki Ivo Andricia podziałały na moją wyobraźnię tak bardzo, że natychmiast wyszukałam w internecie zdjęcia Alifakovacu. Warto było, bo miejsce jest szczególne (patrz: fotografia poniżej). Nieco surowe, ale wyjątkowo malownicze, w dużej części zajęte przez cmentarz muzułmański, będący miejscem pochówku wielu zacnych obywateli Sarajewa. Nic dziwnego, że tytułowy dom narratora często odwiedzają duchy, i to nie byle jakie.


Krzykiem lub szeptem widma zabiegają o uwagę narratora, który nieszczęśnikom użycza ucha i miejsca na papierze. W domu na odludziu mostarski wezyr mija się w drzwiach z baronem fantastą, chwacki pasza z księgowym alkoholikiem, wiekowa służka Zuja z dyrektorem cyrku, a bośniacka niewolnica z geometrą narzekającym na nadmierną towarzyskość żony. Płyną opowieści o spiskach, zdradach i namiętnościach, nierzadko leje się krew, a jednak te historie mają w sobie coś z baśni. Coś, co każe często wracać myślą bohaterów oraz ich świata z pogranicza jawy i snu.


Dzieje się tak po części za sprawą kulturowej otoczki Bałkanów, po części za sprawą stylu Andricia, który czaruje słowem jak mało kto. Bajecznie opisuje chwile tak ulotne jak przypływ natchnienia oraz zdarzenia całkiem zwyczajne – czy mowa o piciu rakii czy o wizycie na targu. „Dom na odludziu” przyciąga i urzeka, niebezpiecznie rozbudza marzenia. Z pewnością odwiedzę go kiedyś ponownie.


___________________________
Ivo Andrić Dom na odludziu
przeł. Halina Kalita, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1979



29.07.2015

Heinrich Böll - Utracona cześć Katarzyny Blum

Okładka książki Utracona cześć Katarzyny Blum albo: Jak powstaje przemoc i do czego może doprowadzić
Autor – Heinrich Böll
Tytuł – Utracona cześć Katarzyny Blum, albo: Jak powstaje przemoc i do czego może doprowadzić
Tytuł oryginału – Die verlorene Ehre der Katharina Blum, oder: Wie Gewalt entstehen Und wohin się führen kann
Przekład – Teresa Jętkiewicz
Seria: Kolekcja Gazety Wyborczej – XX wiek, nr 33
ISBN 83-89651-81-5
Na początku lat 70. XX wieku Niemcami Zachodnimi wstrząsnęła seria zamachów terrorystycznych organizowanych przez lewackie bojówki sfrustrowane krachem studenckiej rewolty 1968 r. Bulwarowa prasa rozpętała nagonkę przeciw prawdziwym i domniemanym bojówkarzom oraz osobom sympatyzującym z lewicą. Celował w tym zwłaszcza brukowy dziennik „Bild”, sztandarowy tytuł koncernu medialnego magnata Axela Springera. Zirytowany kampanią oszczerstw, które złamały życie wielu ludziom Heinrich Böll napisał w 1974 roku „Utraconą cześć Katarzyny Blum”, w której przeciwstawił się ogólnokrajowej nagonce na anarchistów.

Tytułowa bohaterka, nieinteresująca się polityką przeciętna kobieta, zostaje wplątana w kryminalno-polityczno-medialną awanturę. Dostawszy się przypadkiem w tryby policyjnego śledztwa, upokarzana, zaszczuta, bezbronna i opuszczona, w akcie desperacji sięga po przemoc.
Książka to historia niewinnej dziewczyny, która spędza noc z przygodnie poznanym mężczyzną, Ludwikiem Göttenem. Jak się okazuje, Ludwika poszukuje policja. Na nieszczęście dochodzenie dosięga Katarzyny, a wszystkie fakty i poszlaki funkcjonariusze interpretują na jej niekorzyść. Co gorsze, popularna gazeta ujawnia poufne wyniki śledztwa, rujnując życie bohaterki. Z rozpaczy Katarzyna morduje dziennikarza, który przyszedł, by przeprowadzić z nią wywiad, lecz najpierw chciał ją wykorzystać seksualnie.
Historia Katarzyny Blum opowiedziana jest przez bezosobowego narratora, językiem rzeczowym, w którym nie brak zapożyczeń ze stylu charakteryzującego policyjne protokoły.
Bardzo aktualna książka, nawet dziś, zwłaszcza w dobie wszechobecnych brukowców i paparazzich na ich usługach, traktujących ludzi jak towar.
Książka błyskawicznie stała się bestsellerem. Sfilmowana przez Volkera Schlöndorfa i Margareth von Trotta w 1975 roku, zyskała światową popularność. W 1984 roku została przeniesiona na ekran przez brytyjskiego reżysera Simona Langtona w głośnym filmie telewizyjnym Utracona cześć Kathryn Beck z Marlo Thomas i Krisem Kristoffersonem.
Heinrich Böll był nazywany „sumieniem narodu”. Ten jeden z najbardziej kontrowersyjnych niemieckich intelektualistów XX wieku, występował w obronie pokoju, praw człowieka i demokracji na całym świecie. W 1972 roku został uhonorowany literacką Nagrodą Nobla.

27.07.2015

Gabriel García Marquez - Rzecz o mych smutnych dziwkach

Witam wszystkich współtworzących bloga Projekt Nobliści. Mam nadzieję, że będę się czuła wśród Was jak ryba w wodzie. Postaram się nie zawieść. Serdecznie dziękuję za zaproszenie do Waszej grupy. Specjalne podziękowania składam Annie.
To moja pierwsza recenzja i pierwszy Noblista – Gabriel García Marquez.

Autor – Gabriel García Marquez
Tytuł – Rzecz o mych smutnych dziwkach
Tytuł oryginału – Memoria de mis putas triste
Przekład – Carlos Marrodán Casas
Wydawnictwo Muza
ISBN 978-83-7495-876-9

Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1982) za „powieści i opowiadania, w których fantazja i realizm łączą się w złożony świat poezji, odzwierciedlającej życie i konflikty całego kontynentu”. Wstyd mi, że dopiero teraz zaczęłam przygodę z jego pisarstwem. Sto lat samotności jest moim największym wyrzutem sumienia.
Rzecz o mych smutnych dziwkach, książka autorstwa Gabriela Garcíi Marqueza, opublikowana w 2004 roku, opowiada o późnej miłości starszego pana do nieletniej dziewicy. Narrator-bohater jest dziennikarzem, kiedyś pracował jako dostarczyciel depesz, w chwili opowiadania historii jest szacownym jubilatem, człowiekiem żegnającym się z życiem. W dniu swoich 90. urodzin zdobywa się na odwagę, by spełnić swój erotyczny kaprys sprzed lat. Chce spędzić upojną i szaloną noc z nieletnią dziewicą.
Marquez w swojej książce przedstawia, jak dziewięćdziesięcioletni mężczyzna podsumowuje swoje dotychczasowe życie. Nigdy się nie zakochał, a miłość zastępował mu seks z dziwkami. Niektórzy zazdrościli mu, że tak świetnie sobie radzi, ale nikt nie przypuszczał jak bardzo, z upływem czasu, doskwiera mu samotność. Pisarz daje się poznać jako bardzo wnikliwy obserwator. Jego pisanie jest leniwe i powolne, ale wywołujące niemal erotyczny dreszczyk. Silne emocje bijące z prawie każdej kartki i retrospekcje dodają pikanterii lekturze. Staruszek wspomina swoje życie, wypełnione prostytutkami i cielesnymi uciechami.
Odpowiada mi takie pisanie. Działa odprężająco i uspokajająco. Marquez udowodnił mi, że powinnam go czytać więcej i częściej. Polecam tę krótką powieść każdemu, kto naprawdę ceni sobie słowo pisane. Tym bardziej, że jest to ostatnia książka kolumbijskiego mistrza prozy. 
Odrobinę bałam się ekranizacji tej wyjątkowej i dojrzałej, jak najlepsze wino, książki. Nie zawiodłam się. Film z 2011 roku o tym samym tytule, był równie wyjątkowy, a to w dużej mierze zasługa odtwórcy głównej roli Emilio Echevarríi i talentu reżyserskiego Henninga Carlsena.
Ciekawostka – Tytuł polski pierwotnie zaproponowany przez polskiego tłumacza brzmi (zgodnie ze znaczeniem tytułu oryginalnego) Rzecz o mych smutnych kurwach – jednak został odrzucony po konsultacji z prawnikami – obawiano się procesu sądowego.
Chętnych zapraszam na mój blog - http://monweg.blog.onet.pl/

24.05.2015

Ludzie Julya - Nadine Gordimer


W 1991 roku, gdy Nadine Gordimer otrzymała Nagrodę Nobla, w jej ojczyźnie pytano, czy to nagroda literacka czy raczej pokojowa. Ona sama sprzeciwiała się jednak klasyfikowaniu jej jako pisarki politycznej, nie uważała się za kogoś mającego polityczny instynkt, twierdziła nawet, że zapewne nie zajmowałaby się problemami społeczno-politycznymi, gdyby nie to, iż przyszło jej żyć w RPA i patrzeć, jak przemożny i namacalny wpływ ma polityka na losy indywidualnych ludzi.
Czytając Ludzi Julya, jedną z jej ważniejszych książek, można przekonać się o prawdziwości tego twierdzenia. Historia rodziny Smalesów, choć osadzona w konkretnych realiach południowoafrykańskiego systemu segregacji rasowej, posiada wymiar uniwersalny. To literatura wykorzystująca polityczne uwarunkowania, ale o wykraczającej poza nie wymowie, poruszająca trudne i delikatne kwestie relacji międzyludzkich, poszanowania dla godności i odmienności innego człowieka. I przede wszystkim uwrażliwiająca na to, że choć różnimy się kulturowo, wyglądem albo statusem społecznym, to wszyscy jednakowo potrzebujemy akceptacji innych i poczucia przynależności do wspólnoty.

Akcja powieści rozgrywa się w RPA pod koniec ubiegłego wieku, gdy apartheid trzymał się jeszcze mocno, ale na skorupie niesprawiedliwego systemu zaczynały się już zarysowywać wyraźne pęknięcia. Rodzina Smalesów – białe małżeństwo z trójką dzieci - chcąc ratować życie podczas powstania, które zaczęło się od zamieszek w Soweto, przyjmuje propozycję swojego czarnego służącego Julya i chroni się w jego rodzinnej wiosce gdzieś w buszu.
Przez piętnaście lat July był zależny od nich: od pracy, którą mu oferowali i pieniędzy, które płacili. Raptem narzucone i chronione systemowo role się odwracają, a Smalesowie w szybkim tempie stają się całkowicie zależni od Julya. Dzieci szybko asymilują się do nowych warunków. Co innego dorośli. Teraz są jedynymi białymi w czarnej społeczności, która traktuje ich wprawdzie z szacunkiem, ale też pilnie strzeże granicy między przybyszami a mieszkańcami wioski, torpedując wszelkie próby włączenia się Smalesów w życie społeczności. Najsilniej odczuwa to Maureen Smales, główna obok Julya postać. To między tymi dwojgiem rozgrywa się cała dramaturgia powieści.

10.04.2015

"Niewiarygodna i smutna historia..." Gabriel Garcia Marquez

Wczorajszy wieczór spędziłam ze zbiorkiem opowiadań Marqueza pt. "Niewiarygodna i smutna historia niewinnej Erendiry i jej niegodziwej babki". Lubię Marqueza, cenię serię Nike, powinnam więc czytać z zadowoleniem. A jednak tak się nie stało. Opowiadania okazały się nieciekawe, wydumane, przeładowane elementami realizmu magicznego. W samym tylko "Morzu utraconego czasu" pojawia się ich kilkanaście: przezroczysty ksiądz unosi się nad ziemią, po podwórzu toczy się bijące serce zarzynanego zwierzęcia, nasiąknięte potem prześcieradło waży tyle, co cała bela płótna, z głębin morza dochodzi woń róż, zapach można chwytać w ręce i nieść, itd. Realizm magiczny jest ciekawym zjawiskiem, ale - ileż można?... 

9.04.2015

"Nie ma kto pisać do pułkownika" Gabriel Garcia Marquez

Naiwny, niezaradny, dumny i uparty - takimi przymiotnikami można by określić 75-letniego pułkownika, który wraz z chorą na astmę żoną mieszka w skrajnej nędzy w jakimś kolumbijskim miasteczku. Odkąd zabito ich jedynego syna Augustyna, staruszkowie nie mają żadnych środków do życia. Renta, którą pułkownik powinien otrzymać przed wielu laty, wciąż nie nadchodzi. Zatrudniony dawno temu prawnik niczego nie umie załatwić i tłumaczy, że trzeba jeszcze czasu. Pułkownik czeka więc i czeka...

Opowiadanie "Nie ma kto pisać do pułkownika" jest poruszające i ponure. Dalszy ciąg recenzji na moim blogu.

2.04.2015

Isaac Bashevis Singer, "Spinoza z ulicy Rynkowej" (audiobook)

spinoza 
Wydawnictwo Polskiego Związku Niewidomych, Warszawa 2004 
Tłumaczenie: Monika Adamczyk-Garbowska 
Czyta: Krzysztof Kołbasiuk 
Źródło: pożyczone


Boski Spinoza, kabaliści, sekciarze, demony, złe duchy, poczciwi małżonkowie, dziedzice - w tym tomie jest wszystko! Piękny zbiór o tematyce dawnych żydowskich miasteczek.


Po dłuższej przerwie ponownie sięgam po twórczość Singera. Wybór mój padł na audiobook. Mam całkiem przyjemne doświadczenia związane z audiobookami Singera, poza tym nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam do czynienia z książką do słuchania*. Tak więc przez ostatnie kilka tygodni w wolnych chwilach krzątałam się po domu i robiłam na drutach, a w tle lektor przybliżał mi jedenaście opowiadań, nawiązujących do przedwojennych sztetli i ich mieszkańców.

Spinoza z ulicy Rynkowej to jedenaście opowiadań, każde z nich jest ściśle związane z kulturą żydowską (jak to zwykle u Singera bywa). Nie są to długie i skomplikowane historie, słuchało się ich bardzo dobrze. Singer według mnie miał prawdziwy dar snucia opowieści, zwłaszcza tych dotyczących świata przedwojennych sztetli.

Zachwycił mnie także, jak zawsze zresztą, sposób przedstawiania postaci. U Singera każdy bohater jest człowiekiem (bądź istotą innego gatunku, jak w przypadku tekstu Sziba i Kuziba) z krwi i kości, pełnym uczuć, wahań oraz zdolnym do popełnienia wielu zaskakujących czynów. Nad wszystkim znajdują się dwie siły wyższe - Bóg oraz zły duch, narrator np. Upadku Krzeszowa** Ten ostatni tytuł polecam Wam najbardziej; uważam, że właśnie w Upadku Krzeszowa Singer wzniósł się na wyżyny swojego pisarstwa, mam na myśli krótsze formy***.

O audiobooku: Odnoszę wrażenie, iż miałam już do czynienia z panem Kołbasiukiem jako lektorem, nie mogę sobie jednak przypomnieć, co udało mi się przesłuchać. Niemniej jednak wiedzcie, że jeśli nazwisko tego jegomościa pojawia się na okładce audiobooka, to warto po to sięgnąć. Kołbasiuk ma przyjemny głos, melodyjny, nie przynudza podczas czytania, czysta przyjemność słuchania.

Jeśli jeszcze się wahacie, czy sięgnąć po Spinozę z ulicy Rynkowej, czy nie, to jako smaczek dodam, iż nie sposób przy tym audiobooku zasnąć. Trzyma w napięciu, oj, trzyma :)

* Tak btw. to polecam audiobooki wszystkim zabieganym i tym, którzy po pracy i studiach nie mają już siły na trzymanie książki. Tylko ostrzegam, można przy tym łatwo zasnąć ;)

** Z ciekawości zerknęłam na Wikipedię i, o dziwo, udało mi się znaleźć wieś, gdzie działa się akcja tego opowiadania. Spróbuję jeszcze kiedyś to zweryfikować, ale wydaje mi się, iż jest to informacja prawdziwa ze względu na lokalizację tego miejsca, czyli powiat biłgorajski. Wszakże sam Biłgoraj to singerowski Goraj :)

*** Najlepszą powieścią pozostaje dla mnie wciąż Niewolnik. Nie wiem, czy cokolwiek innego może zrzucić ten tytuł z piedestału ;)

Inne audiobooki:
Niewolnik
Cienie nad rzeką Hudson

Tekst ukazał się po raz pierwszy na http://czechozydek.wordpress.com :)

29.03.2015

Ernest Hemingway - Ruchome święto

Jeżeli miałeś szczęście mieszkać w Paryżu jako młody człowiek, to dokądkolwiek się udasz przez resztę życia, idzie on za tobą, bo Paryż jest świętem ruchomym.
Ernest Hemingway do przyjaciela, 1950

„Ruchome święto” to garść wspomnień Hemingwaya spisanych pod koniec życia, opowiadających o pobycie w Paryżu w latach 20. ubiegłego wieku. Był świeżo upieczonym mężem i ojcem, pracował tam wówczas jako korespondent zagraniczny i z otwartością charakterystyczną dla młodego wieku chłonął wrażenia, jakich na każdym kroku dostarczała mu francuska metropolia.


Na te wrażenia składały się miejsca, a więc m.in. kawiarnie, w których Hemingway pisał przy filiżance café crème lub café au lait, Szekspir i Spółka czyli księgarnia i wypożyczalnia książek w jednym, namiętnie odwiedzany tor wyścigowy, a także nabrzeża Sekwany, gdzie niedrogo można było kupić używane książki albo świeże ryby. Hemingway bywał często głodny, razem z żoną żyli wyjątkowo oszczędnie, niemniej zdarzały się sute i smakowite obiady, obficie podlewane winem. Na alkohol pisarzowi chyba zresztą nigdy nie brakowało funduszy.

Ciąg dalszy TU.

______________________________
Ernest Hemingway Ruchome święto
przeł. Bronisław Zieliński Wyd. Muza, Warszawa 2000



16.03.2015

Drogie życie - Alice Munro


Mówi się, że każdy dobry film musi mieć scenę z pociągiem. O tym pomyślałam, przy pierwszych opowiadaniach Munro ze zbioru Drogie życie. Niestety, nie we wszystkich był obecny pociąg, więc koncepcja uznania tego motywu jako wspólnego dla tego zbioru opowiadań odpadła. I tym samym (stosując analogię do filmu) czuję się usprawiedliwiona. Bowiem nie uznaję twórczości Munro za wybitną, a nagrodę Nobla przyznałabym zupełnie komuś innemu. A konkretnie osobie, której opowiadania są łatwo przyswajalne, a mimo to niepozbawione pewnej, nawet można rzec prozaicznej, głębi. (Tak na wszelki wypadek zaprzeczę podejrzeniom, że niniejszy tekst jest moim świadectwem głębokiego żalu i rozczarowania, wynikającego z nieprzyznania nagrody mojemu ulubionemu pisarzowi, bynajmniej.)
Książki Alice Munro niewątpliwie przyciągają swoimi delikatnymi i kobiecymi okładkami, sugerującymi coś zgoła odmiennego od zawartej w nich treści. A ta jest toporna, ciężka i męcząca. Niektórzy żartobliwie twierdzą, że pewnie z tego powodu dostała taką prestiżową nagrodę. Połowa noblistów zapewne potwierdza tę tezę, ale na pewno nie jest to reguła. Przejdę jednak doDrogiego życia
Książka składa się z dwóch części: opowiadań napisanych przez autorkę i opowieści, które napisało życie autorki. (Niniejszym wyznaję wiarę w to, że autorka nie cierpi na schizofrenię i to co opisuje po Finale rzeczywiście przeżyła, a nie jest wytworem jej wyobraźni.) O czym one są? Mogłabym banalnie i lakonicznie powiedzieć: o życiu. Ale tym rzuciłabym na siebie podejrzenia, że tego zbioru w ogóle nie przeczytałam. Więc przyznaję się, że książkę czytałam w grudniu, a niewiele pamiętałam niedługo po lekturze, a teraz w niepamięć poszło jeszcze więcej.
Całość recenzji na blogu.

Willa "Triste" - Patrick Modiano


Pamięć zawodzi, kłamie, wprowadza w błąd, zanika, jest wątpliwa. Pamięć bywa przekorna, nie pamiętamy tego, co chcielibyśmy zachować w pamięci, za to za nic w świecie nie możemy zapomnieć, tego co nas boli. Walczymy z czasem, aby to co właśnie przeżywamy, z pełną świadomością, zachować na zawsze. Chcemy, aby pamięć wiernie odzwierciedlała ten obraz, żeby on był tak rzeczywisty jak ta chwila. Ona ma jeszcze jedną właściwość: jest podatna na fantazmaty, możemy nią kreować. W zależności od talentu i siły manipulacji możemy tak wykreować naszą przeszłość, że w nią uwierzymy, że stanie się ona obrazem naszej pamięci. Prowadzić to może do melancholii, zwłaszcza kiedy kreowanie pamięci zostało pobudzone doświadczeniem traumy.
„Za kunszt pamiętania i dzieła, w których ukazał najbardziej nieuchwytne ludzkie losy i odkrył świat czasu okupacji” – tak brzmiało uzasadnienie Szwedzkiej Akademii, która w ubiegłym roku przyznała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury Patrickowi Modiano. Ten francuski prozaik i scenarzysta filmowy, urodzony w 1945 roku został pisarzem w wieku 23 lat, kiedy opublikował pierwszą powieść La Place de l’Etoile. Dziesięć lat później na swoim koncie miał nagrodę Akademii Francuskiej za Les Boulevards de ceinture oraz Nagrodę Goncourtów za Ulicę Ciemnych Sklepików. I choć jego książki zostały przetłumaczone na wiele języków, Modiano stał się powszechnie znany dzięki Nagrodzie Nobla.
Całość recenzji na blogu.

11.03.2015

"Na wschód od Edenu" John Steinbeck



Powieść Steinbecka zachwyciła mnie niemal wszystkim. Językiem, rozmachem, charakterami, polemikami, odwołaniami i przedstawioną historią. To literatura, która zaspakaja wszystkie potrzeby czytelnika. Nie wiem dlaczego ta książka tak długo stała na mojej półce - chyba odstraszał mnie drobny druk. Po raz kolejny przekonałam się, że najlepszym sposobem na zapoznanie się z klasyką są w moim przypadku audiobooki. Mieczysław Morański od razu wprowadził mnie w klimat powieści, co jest dla mnie ewenementem. Jak dotąd polscy lektorzy odstraszali mnie od tej formy czytania.

Pobieżna kwerenda u wujka google potwierdziła moje przypuszczenia - o powieści Steinbecka napisano chyba wszystko i przeanalizowany najmniejszy jej aspekt. Nie warto więc streszczać jej treści czy powtarzać ogólnie dostępne interpretacje. Spróbuję może skupić się na tych aspektach, które mi się podobały. 

Przede wszystkim rozmach, o którym już wspomniałam. Szeroko zakrojona historycznie, obejmująca losy kilku pokoleń powieść to jest to, co najbardziej lubię. Współcześnie rzadko spotyka się książki tak obszerne i wyczerpujące. Steinbeck mocno osadza opowieść w ówczesnych realiach amerykańskich, szkicując spory kawałek historii tego kontynentu. Przede wszystkim jednak konstruuje mocne, wyraziste charaktery, opierając na nich rozważania nad dobrem i złem. Tytuł powieści oraz imiona postaci przywołują na myśl biblijną opowieść o Ablu i Kainie, która faktycznie staje się centralnym punktem książki. Adam i jego brat Karol a potem synowie Adama - Kaleb i Aaron odgrywają na nowo braterską rywalizację. Wszystkie te postaci stale zadają sobie pytanie o istotę dobra, o walczący z nim tkwiący w każdym człowieku pierwiastek zła. Jednak to, co decyduje o człowieku to nie jego skłonności, a wolny wybór. Steinbeck prowadzi swoje rozważania pod postacią dyskusji Sama Hamiltona - irlandzkiego imigranta, wynalazcy i autorytetu doliny Salinas oraz Li - chińskiego służącego Adama. 
Ich pointą, istotą i sensem biblijnego konfliktu jest swoboda wyboru, możliwość decyzji, ciągła walka dobrego ze złem. Najwyraźniej przedstawia ją Steinbeck w rozważaniach Kala, który mając swego brata za ucieleśnienie dobra, nieustannie zwalcza swoje złe w jego mniemaniu rysy charakteru. Tymczasem i Aaron nie jest bez skazy - skoncentrowany na sobie, ogarnięty swoimi problemami, a potem bólem, nie zważa na dobro innych. 

Li jest zdecydowanie moim ulubionym bohaterem powieści. Od pierwszego wejrzenia wzbudził moją sympatię - za spokój, mądrość i stoicyzm i cierpliwość. 
Drugą postacią, która wywiera największe emocje w czytelniku jest demoniczna Cathy, która zamienia się w burdelmamę Kate. Niejednoznaczna, zagubiona Kate wydaje się być ucieleśnieniem zła, pokuszeniem, wcieleniem diabła, a może edeńskiego węża? U końca życia jej fasada zaczyna jednak się kruszyć, żelazna konsekwencja ustępuje czynom sentymentalnym?, emocjonalnym?, a jej wyznanie, w którym porównuje się do Alicji z Krainy Czarów zupełnie mnie zaskoczyło.

Marlow pisze, że Cathy jest jedyną osobą, pozbawioną biblijnych nawiązań - nie jestem przekonana czy taki był zamiar Steinbecka. Jak wyżej wspomniałam, niemal automatycznie łączyłam jej postać z biblijnym wężem, kusicielem, a może nawet drugą twarzą Ewy?

Kilka słów o tytule jeszcze, tutaj także Marlow zastanawia się nad jego doborem. Ja nie odczytuję go jako miejsca, do którego któryś z bohaterów, podobnie do Kaina, powinien uciec. Dla mnie biblijny obszar, mieszczący się na wschód od Edenu do dolina Salinas, która reprezentuje cały świat. To miejsce, w którym teraz żyją ludzie, potomkowie Kaina, jego spadkobiercy, naznaczeni przez Boga, postawieni przed bolesnymi wyborami.