6.12.2013

Elias Portolu - Grazia Deledda




        Kilka miesięcy temu  przeczytałam nabytą na allegro książkę Grazii Deleddy p.t."Elias Portolu". Skusiłam się na nią, gdyż,  czego wcześniej nie wiedziałam,  włoska pisarka -   urodzona w 1871 roku w Nuoro a zmarła w Rzymie w 1936 roku -  w 1926 roku otrzymała nagrodę Nobla. A Komitet  Noblowski, jak wyczytałam z okładki posiadanej książki,  uzasadnił swą decyzję poetyckością dzieł, w których jak określono " z jaskrawą plastycznością opisuje życie jej ojczystej wyspy, a także za głębię w podejściu do ludzkich problemów w całości".
Grazia Deledda uważana jest za jedną najwybitniejszą włoskich powieściopisarek. Napisała prawie trzydzieści powieści, z których w języku  polskim ukazały się m.in. "Sprawiedliwość", "Tęsknoty", "Popiół", "Trzcina na wietrze" i właśnie "Elias Portolu". Akcja w większości z jej powieści  rozgrywa się na Sardynii. I tak jest w przypadku również tej, którą czytałam, gdyż akcję tej powieści pisarka osadziła w swej rodzinnej miejscowości, Nuoro, przycupniętej u stóp góry Mount Ortobene .

 

źródło
    Elias Portolu, młody Sardyńczyk,  wraca do domu w Nuoro po kilku latach spędzonych w więzieniu na lądzie. W domu czekają go stęsknieni rodzice i niespodzianka, której poznanie wniesie w jego życie totalny zamęt. Tą niespodzianką jest narzeczona brata,  Maddalena. Ich pierwsze spotkanie w trakcie corocznej rodzinnej pielgrzymki  do Świętego Franciszka już  sprawia, że iskrzy  między nimi a Elias stwierdza, że  zakochał się od pierwszego wejrzenia. Ale i Maddalena nie pozostaje obojętna na męski urok Eliasa, który jest zupełnie inny niż jego prosty i niezbyt urodziwy brat.  Nie chcąc jednakże sprawić przykrości bratu Elias  nie dopuszcza do siebie nawet myśli o tym, że mógł by wejść mu  w drogę. A poza tym  uważa, że  ma powołanie do stanu duchownego, jak sam twierdzi od dzieciństwa, ta myśl uległa utrwaleniu  w więzieniu, gdzie miał czas na przemyślenia i zapoznawanie się z księgami religijnymi, jak również cały czas mu towarzyszy odkąd  powrócił  w rodzinne strony. Poznanie Maddaleny sprawia, że pod wpływem namiętności jaką w nim ta dziewczyna wzbudza Elias  zaczyna mieć poważne wątpliwości co do tego jak ma postąpić.


Czytaj więcej>>>>>

25.11.2013

"POD SKÓRĄ" DORIS LESSING

Tytuł: Pod skórą
Tytuł oryginału: Under My Skin: Volume One of My Autobiography, to 1949
Autor: Doris Lessing
Wydawnictwo: Świat Książki  
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 576
Moja ocena: 5/6









"Pod skórą" jest tomem I autobiografii Doris Lessing do roku 1949. Swoją przygodę z Doris Lessing, pisarką brytyjską i laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 2007 roku, postanowiłam rozpocząć od jej autobiografii i okazało się to wspaniałą przygodą. Zaczynając czytać nastawiłam się bardziej na "suche informacje", a tutaj wielkie zaskoczenie, gdyż książka oprócz tego, że jest autobiografią jest też świetną powieścią. Napisana jest zupełnie innym stylem, niż biografie czy też autobiografie, które do tej pory przeczytałam. Czyta się bardzo przyjemnie, z wielką ciekawością i małym niedowierzaniem, gdyż Doris Lessing miała dość intrygujące, burzliwe i fascynujące życie w egzotycznej scenerii.
Doris Lessing urodziła się w Persji w 1919 roku i tam spędziła swoje wczesne dzieciństwo (zmarła w wieku 94 lat 17 listopada tego roku). Gdy miała kilka lat, jej ojciec, bankowiec kupił farmę w Rodezji Południowej, brytyjskiej koloni w południowej Afryce. Tam też Doris dorastała. Miała młodszego brata Henriego. Z matką łączyły Doris, począwszy już od dziecka trudne stosunki i nigdy nie umiała się z nią dogadać i porozumieć. Ojciec, takie odniosłam wrażenie, że był dla niej obojętny i nie miał większego wpływu. Dla Doris zawsze był i taki pozostał do swojej śmierci "ofiarą" pierwszej wojny światowej. 
Całość tutaj

24.11.2013

Selma Lagerlof "Tętniące serce"

Wiele już czytałam powieści o miłości rodzicielskiej. Wiele łez wylałam przy tego typu historiach, gdyż przeważnie sytuacje opisywane przez autorów okazywały się skrajnie patologiczne (niekoniecznie w negatywnym sensie). Jednak opowieść szwedzkiej pisarki, bądź co bądź laureatki Nagrody Nobla, wywarła na mnie niesamowite wrażenie, a łezka się w oku nie zakręciła. Jak to możliwe? Pytam dotąd sama siebie :)

S. Lagerlof wzięła na warsztat nietypowy temat - tacierzyństwo. Wątek, który w dzisiejszych czasach byłby czymś normalnym lub też czymś pożądanym, sto lat temu musiał wywołać skrajne emocje.Być może dlatego właśnie autorka wybrała tak specyficzny sposób opisu historii Jana Andersona i jego córki Klary Finy Gulleborgi. Za chwilę postaram się wyjaśnić dokładniej, o co mi chodzi, choć nie jestem pewna, czy będę potrafiła w pełni oddać to, co kłębi mi się w głowie.
Ciąg dalszy tutaj! Zapraszam :)

22.11.2013

Toni Morrison "Dom"

Podróż do korzeni

Miasteczko Lotus w stanie Georgia nie ma w sobie nic pięknego - jest podłą dziurą, z której młodzi uciekają przy pierwszej lepszej okazji. Dla Franka był nią wyjazd na wojnę w Korei, dla jego siostry Cee – małżeństwo z mężczyzną z wielkiego miasta. Obojgu przyszło jednak wrócić w rodzinne strony. Znienawidzone miejsce okazało się po latach przystanią, w której można wylizać rany i nabrać sił. Wbrew pozorom osada miała jednak w sobie coś z kwiatu lotosu (lotus – ang. lotos) – głęboko ukryte, silne korzenie.


Toni Morrison mówi w „Domu” nie tylko o przywiązaniu do miejsca i więzach rodzinnych. Na zaledwie 144 stronach potrafiła opowiedzieć również o wchodzeniu w wiek męski oraz odkupieniu winy. Jakby mimochodem kontrastuje siłę kobiet z siłą mężczyzn, nowoczesność z tradycją, a miasto z prowincją. Najciekawszy jest jednak sposób, w jaki pisze o dyskryminacji rasowej – ani razu nie określa koloru skóry bohaterów, a mimo to czytelnik nie ma wątpliwości, czy pisze o białych, czy o czarnych. Doprawdy niesamowite.


ciąg dalszy TU.


_____________________________________________________________

Toni Morrison „Dom”, tłum. Jolanta Kozak, Świat Książki, Warszawa 2013

16.11.2013

Dzieciństwo Jezusa - J.M. Coetzee

Po książkę sięgnęłam później niż powinnam, jednak w trakcie lektury wciąż przypominały mi się słowa tłumaczonej przeze mnie recenzji. (Bez znajomości omawianej lektury przekład był nie lada wyczynem). Na odbiór książki Coetzeego miała też wpływ rozmowa Szymona Hołowni i ks. Grzegorza Strzelczyka w Niebie dla średnio zaawansowanych. Dlatego moja interpretacja powieści może odbiegać od tych, które już czytaliście. Choć może niekoniecznie…
Tytuł i opis książki sugeruje nawiązanie do Biblii. Idąc po linii najmniejszego oporu można dopatrzyć się Świętej Rodziny z Nazaretu w rodzinie, którą próbuje stworzyć Simon, szukając matki Davidowi. Rodzina, w której opiekun Davida, nie czuje się jego ojcem, a syn jest wyjątkowym dzieckiem, niezrozumianym i nieakceptowanym przez społeczeństwo. Niczym Mesjasz wśród Żydów. Także ich wspólną ucieczkę z Novilli, można przełożyć na obraz Świętej Rodziny uciekającej do Egiptu. Jednak ani nieodgadniona postać Dawida nie wydaje mi się być odpowiednikiem Syna Bożego, nawet w daleko idącej interpretacji, a sztauerzy niekoniecznie muszą być rybakami, z którymi dobry kontakt miał Jezus.
Dalszy ciąg recenzji na blogu.

12.11.2013

George Bernard Shaw 'Cezar i Kleopatra'



Pisarz jest laureatem Literackiej Nagrody Nobla z 1925 roku.

Sztuka nawiązuje do spotkania królowej Egiptu Kleopatry i Juliusza Cezara - Rzymskiego Wodza. Autor nie przedstawia całej historii, lecz zaledwie kilka epizodów, zmieniając nieco fakty.

Po tragicznej śmierci ojca, Kleopatra została wygnana przez młodszego brata Ptolemeja. Rodzeństwo walczy o koronę. Do Egiptu nadciąga Juliusz Cezar. Początkowo Kleopatra jest przerażona, bojąc się, że zostanie przez Cezara pożarta. Jednak pod wpływem władczego mężczyzny, sama staje się silną kobietą. Widzi w Cezarze swojego wybawcę i szansę na zdobycie Egiptu.

Każda z postaci przedstawiona jest w sposób ironiczny. Czytelnik poznaje Kleopatrę jako dziecko - trzpiotkę, rozkochaną w Marku Antoniuszu. Juliusz Cezar jest pięćdziesięcioletnim mężczyzną, ukrywającym pod wiankiem z liści laurowych łysinę  ( na którą Kleopatra ma tajemne specyfiki).

Shaw ukazuje relacje wszystkich bohaterów sztuki w krzywym zwierciadle.

Przyznam, że niezbyt często czytam "słowa od autorów", jednak tym razem tak się stało. Chciałam bliżej poznać postać George'a Bernarda Shaw. Zaintrygowało mnie to, że twórca krytykował Williama Shakaespeare'a, tak uwielbianego przez całe pokolenia.

Szczerze polecam literaturę Bernarda Shaw, choćby ze względu na ironiczne postrzeganie świata.

11.11.2013

Alice Munro "Widok z Castle Rock"

Z DALEKA WIDOK JEST PIĘKNY

Z daleka widok jest piękny: malownicze wzgórza Szkocji, błękit rozległego oceanu, obiecujące wybrzeże Ameryki. Podróż taką trasą odbywają przodkowie Alice Munro, których tegoroczna noblistka uczyniła bohaterami książki „Widok z Castle Rock”. Jak ich losy wyglądają z bliska? Ciepło i bezpiecznie, bo choć muszą zmagać się z rozmaitymi trudami życia, czuwa nad nimi pióro niezwykle wyrozumiałej i wrażliwej autorki.

Alice Munro opisuje dzieje własnej rodziny w dwunastu powiązanych ze sobą opowieściach. Autorka nie trzyma się sztywno kronikarskich faktów, lecz śmiało puszcza wodze wyobraźni, jedynie bazując na wspomnieniach przodków. „Widok z Castle Rock” nie jest zatem typowym dla pisarki zbiorem opowiadań, a swego rodzaju sagą rodzinną, w której wiara w duchy ze szkockich wiosek miesza się z wiarą w amerykański sen. 

Dalszy ciąg recenzji na moim blogu.

8.11.2013

W 100 rocznicę urodzin Alberta Camus - "Gość"

Miałam wczoraj ogromną ochotę symbolicznie chociażby uczcić 100 urodziny Alberta Camus. Przeglądałam liczne strony internetowe i na jednej z nich natknęłam się na króciutkie (10 stron) opowiadanie tegoż autora. "Gość" to jedna z nowel zawartych w zbiorze "Wygnanie i królestwo". Nie miałam niestety zbyt wiele czasu, by zdobyć więcej informacji na temat całego zbioru, etiologii jego powstania i ogólnej charakterystyki. Tak więc czytając opowiadanie wyrwane niejako z kontekstu trudno było mi wyobrazić sobie miejsce, czas i stosunki międzyludzkie tam opisane. Ale podobało mi się tam, choć zawitałam do świata Camus zaledwie na kilka minut...

... Nauczyciel patrzył na dwóch mężczyzn zmierzających w jego stronę...

Dookoła pola, które pokrył śnieg, na niebie kłębowisko chmur, pośrodku pustkowia mała szkółka, a w niej on - Daru. I jeszcze ktoś, zbliża się na koniu i ciągnie za sobą... człowieka, Araba. To komendant wlecze za sobą więźnia, Daru nie rozumie jednak, jaki jest cel ich wizyty. Wkrótce dowiaduje się, że człowiek związany sznurem zabił jednego z kuzynów. Dlaczego? Nie wiadomo, kogo to obchodzi. Morderstwo to morderstwo. Komendant przynosi rozkaz - nauczyciel musi odprowadzić więźnia do pobliskiej miejscowości - i odchodzi. Daru pozostaje z gościem sam na sam. Zapada noc. 

Co dzieje się z człowiekiem, kiedy ogarniają go ciemności? O czym myśli, co czuje? Noc potrafi zmienić w ludziach wszystko. Może ich sprowadzić na złą drogę lub wręcz przeciwnie - pokazać im dobre rozwiązanie problemu. Opowiadania Camus'a przepełnione jest symbolami. Wszystko możemy tu odczytywać na kilka sposobów. Są pola, z których ludzie zbierają przedziwne plony - kamienie. Są rozdroża, na których bohaterowie podejmują ważne dla siebie i innych decyzje. Są obcy sobie ludzie, którzy potrafią zrozumieć się bez słów, chociaż... może kompletnie siebie nie rozumieją. Nic z tym opowiadaniu nie jest zwyczajne. Szczerze przyznam, że nie potrafię go zinterpretować. Ale oczarowało mnie. Chcę jeszcze i jeszcze! 

...W tym ogromnym kraju, który tak kochał, był sam...*

A jak wy uczciliście urodziny jednego z najwybitniejszych pisarzy XX wieku? Jak reagujecie na jego twórczość? Jak ją odczytujecie? Czy lubicie jego powieści, czy wręcz przeciwnie? Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi!

* zdania pisane kursywą to pierwsze i ostatnie zdanie opowiadania

4.11.2013

Pär Lagerkvist "Karzeł"

Oto karzeł. Nie błazen - karzeł. Mieszka na zamku u swego księcia, służy mu przy stole, przebywa w jego komnatach. Służy też księżnej, choć szczerze jej nienawidzi. Uczuciem tym darzy wszystkich, lecz ją szczególnie. Mimo to służy, jest wierny i lojalny. Zajmuje mały karli pokoik, gdzie pisze niezwykły pamiętnik, choć pewnie dla niego to po prostu dziennik, ot zwykłe zapiski tego, co dzieje się na zamku. Przemierza liczne korytarze, obserwuje, lecz z nikim nie rozmawia i niczego nie komentuje. Chodzi i sieje wokół siebie nienawiść, a przecież powinno być odwrotnie, przecież jest karłem. Ale ten karzeł jest inny od swych pobratymców. Ten karzeł to zło!

Ciąg dalszy znajdziecie TUTAJ :) zapraszam!


3.11.2013

Ernest Hemingway "Zielone wzgórza Afryki"

Co wiedziałam o Erneście Hemingwayu, zanim przeczytałam "Zielone wzgórza Afryki"? Tylko tyle, że był osobą władczą, dominującą, lubił wojny, nadużywał alkoholu, a jego najmłodszy syn Gregory przeszedł operację zmiany płci i stał się Glorią. Teraz zdobyłam nowe wiadomości, które spowodowały, że moja niechęć do tego noblisty się pogłębiła.

W latach trzydziestych Hemingway urządzał w Afryce polowania, a po polowaniu z lubością fotografował martwe zwierzęta. Zabijał nie z potrzeby, lecz dla przyjemności.

Dalszy ciąg tutaj.


27.10.2013

Isaac Bashewis Singer, "Yentl the Yeshiva Boy"

Wydawnictwo Farrar, Straus and Giroux, Nowy Jork 1983 Tłumaczenie z jidysz na angielski: Marion Magid i Elizabeth Pollet Liczba stron: 60 Źródło: biblioteka Żydowskiego Instytutu Historycznego

Wiecie, że ta książka jest dostępna w Warszawie tylko w ŻIHu? xD I tak dobrze, że jest!

Isaac Bashewis Singer, "Niewolnik" (audiobook)

Wydawnictwo MUZA, 2005 Czyta: Ksawery Jasieński Czas trwania: 10 godz. 7 min. Źródło: pożyczone

Miłość silniejsza od śmierci, od zdania i opinii innych ludzi oraz od odległości. Bez zbędnych wzruszeń!

Isaac Bashewis Singer, "Sztukmistrz z Lublina"

Dane mojego wydania: Wydawnictwo De Agostini, Warszawa 2002 Tłumaczenie z angielskiego: Krystyna Szerer Liczba stron: 245 Źródło: biblioteka w Wołominie

Kolejna z opowieści o tym, jak różnie toczą się ludzkie losy.

21.10.2013

Buddenbrookowie - Tomasz Mann



Podobno jest to najbardziej strawna z powieści filozofującego noblisty - saga rodzinna, czyli rzecz z gatunku królujacego na topliście wypożyczeń w mojej osiedlowej bibliotece. Próżno byłoby jednak znaleźć na tej liście “Buddenbrooków”. Nie o miłość tu bowiem chodzi, jak w ksiażkach nieco niższych lotów, ani o tzw. ciepło rodzinne (na myśl o którym Mann zapewne dostałby drgawek), tylko o ambicje, pozory, pieniądze i śmierć. Książka traktuje o materialnym i fizycznym upadku pewnej zamożnej kupieckiej rodziny. Początkowo wydaje się sztywna, niczym nadmiernie wykrochmalone kołnierzyki lubeckich patrycjuszy, po jakimś czasie wciąga ... i wypluwa czytelnika kilkaset stron dalej z głową pełną pytań na które niekoniecznie łatwo znaleźć odpowiedź.
CD na moim blogu.

10.10.2013

"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" Mario Vargas Llosa





"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki"  Mario Vargas Llosa było to moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Jednym z najbardziej znanych współczesnych pisarzy oraz laureatem Literackiej Nagrody Nobla z 2010 roku. Byłam bardzo ciekawa jego stylu i tego, co powoduje, że jest takim znanym i podziwianym autorem. Teraz już wiem. Już od pierwszych storn książki, spodobał mi się jego styl pisarstwa, proste, ale zarazem piękne słownictwo. Mario Vargas Llosa stworzył ciekawą historię miłości, świetnie napisaną, która wciągnęła i zachwyciła mnie w zupełności. Książkę przeczytałam stosunkowe niedawno, jakieś dwa miesiące temu, latem. Szczegóły trochę uleciały mi z pamięci, ale ogólnie przeczytana historia na pewno jeszcze długo pozostanie w mojej pamięci i dlatego postanowiłam, napisać tą krótką notkę, wspominając książkę.
Czytaj więcej na blogu 

Alice Munro "Za kogo ty się uważasz?"

"Za kogo ty się uważasz?" Alice Munro składa się z dziesięciu opowiadań, które czyta się jak powieść, a to dlatego, że w każdym opowiadaniu pojawia się ta sama bohaterka. Bohaterka ta nazywa się Rose. Żyje raczej zwyczajnie - robi karierę, polepsza swoją sytuację materialną. Jest osobą raczej przeciętną i mało uczuciową. Często budzi współczucie, a czasem denerwuje, np. wtedy, gdy ze śmiechem opowiada o tym, jak przypadkowo zabiła kota (uruchomiła suszarkę, w której kot spał).

Munro nie opisuje dokładnie całego życia bohaterki, skupia się raczej na epizodach i wybranych wydarzeniach. Obserwujemy więc Rose bitą przez ojca, Rose w szkole, Rose czekającą na kochanka, itp. W jednym rozdziale Rose jest dziewczynką, w innym dorosłą kobietą. Dalszy ciąg recenzji na moim blogu.

30.09.2013

Panna - Ivo Andric


Dawno, dawno temu, gdy na ziemi mazowieckiej raźno hasały tury, a mały Izydor dopiero uczył się sylabizować, nie istniały jeszcze książeczki oswajające tzw. trudne tematy. Wiedzę o tychże czerpało się raczej z podsłuchanych rozmów dorosłych. Czasem też sam dorosły rzucał człowiekowi jakiś ochłap w postaci malowniczej historii z życia dalekich krewnych lub znajomych, oczywiście – z morałem. Do dziś pamiętam na przykład historię skąpej Józi, która żywiła się karmą dla zwierząt, jednocześnie odkladając do skarpety kolejne złotówki... z których potem ucieszyli się jej spadkobiercy.

Dlatego też historia “Panny” - dziewczyny z Sarajewa, która całe swoje życie złożyła na ołtarzu pieniądza i oszczędności wydała mi się w stu procentach znajoma. Może nie, jeśli chodzi o szczegóły. Identyczny był za to morał i tchnący z całęj historii wielki smutek i
zimno. Można zatem powiedzieć, że Andricowi udało się znaleźć klucz do zasobnika izydorowych archetypów.
Pozornie wydaje się, że historia jest raczej nie na czasie. Teraz bardziej modne wydaje się życie ponad stan. Ale jeśli dopasujemy do niej bardziej uniwersalny klucz – już nie materialne skąpstwo, a egoizm, okaże się, że pasuje do niejednej osoby z nas i wokół nas. Także zachęcam do zapoznania się z tą dołującą historią.



Zdjęcia: zorger.com, swistak.pl

15.09.2013

"Crainquebille" Anatole France




Tego krótkiego opowiadania Anatole France'a wysłuchałam w jedno popołudnie. Tytułowy Crainquebille to ubogi sprzedawca warzyw. Ze swoim wózkiem przemierza ulice Paryża, oferując na sprzedaż zakupione wczesnym rankiem w hali targowej warzywa. Pewnego dnia szewcowa dyskutuje z nim nad ceną porów, po ustaleniu ceny klientka wraca do sklepu po pieniądze, zabierając towar. Crainquebille czeka na swoją zapłatę, torując ruch drogowy. Dzielnicowy policjant nakazuje mu odejście. Prosty sprzedawca nie jest w stanie szybko wyjaśnić policjantowi przyczyn postoju, coś mamrocze, dyskutuje i nie słucha nakazu. Postój się przedłuża, handlarz się denerwuje, policjant tym bardziej. Dyskusja toczy się dalej, Crainquebille uparcie czeka na swoje pieniądze, a policjant nagle twierdzi, iż sprzedawca użył słów obraźliwych wobec niego. Dochodzi do eskalacji, i mimo że znajduje się świadek niewinności handlarza, policjant go aresztuje. Rozprawa sądowa jest farsą. Zdezorientowany Crainquebille nie bardzo wierzy swojemu obrońcy, świadek wydarzenia, pochodzący z wyższych sfer wprawdzie go broni, ale słowo policjanta wydaje się ważyć w oczach sądu więcej. 
Handlarz dobrze czuł się w więzieniu - zaskoczyła go czystość, rozpieściła pewność posiłku i dachu nad głową. Gdy Crainquebille opuszcza celę i podejmuję dawną pracę, nic nie jest takie samo. Stałe klientki odwracają się od byłego więźnia, a życie staje się coraz cięższe.

Anatole France w prostych, dobitnych scenach ukazuje upadek człowieka. Spokojnym życiem Crainquebille'a zachwiał przypadek, źle zrozumiane słowo, uprzedzenie wobec prostego, niewykształconego, biednego człowieka. W momencie aresztowania policjant przypieczętował przyszłość sprzedawcy.

11.09.2013

Isaac Bashewis Singer, "Szatan w Goraju"

(Dałam inną okładkę, swojej nie mogłam znaleźć, a ta jest adekwatna) Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1995 Tłumaczenie: Chone Shmeruk, Monika Adamczyk-Garbowska Liczba stron: 193 Źródło: biblioteka w Wołominie

Moja pierwsza powieść Singera. Nie czytać bez małego przygotowania historycznego! :)

9.09.2013

Fermenty - Wł. St. Reymont

Ciąg dalszy “Komediantki”. Tam mieliśmy drogę Janki Orłowskiej od dzikiej dziewczyny do samobójczyni złamanej niechcianą ciążą i niełatwym, aktorskim życiem. Tu będzie droga do akceptacji swojego miejsca na ziemi i własnych ograniczeń. Czyli 400-stronicowe “jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”. Wątek Janki wydał mi się przyciężkawy (ale może to zrozumiałe, dylematy egzystencjalne 20-latki mogą być przesadnie skomplikowane), za to cudowne były wątki satyryczne (o mamisynkach i środowisku literackim). Jest w tej książce nawet porno-parodia “Chłopów”. Żeby nie drażnić co bardziej konserwatywnych odbiorców – niestety bardzo krótka.

Inne kolory - Orhan Pamuk

Zbiór artykułow prasowych i innych ścinków z twórczości noblisty.


Taki groch z kapustą. O widokach z okna, córce, zakładaniu (a następnie odchudzaniu) biblioteki, początkach działalności publicznej i Stambule.


Jak to zwykle bywa ze zbiorami esejów i artykułów - większość szybko paruje, a kilka perełek pozostaje z czytelnikiem na długo. A patrząc na tę książkę globalnie - to portret świeckiego (to ważne) tureckiego inteligenta zmontowany metodą patchworkową.

3.09.2013

"Ludzie Julya" Nadine Gordimer

Południowa Afryka, rok 1980. Maureen i Bam Smalesowie z trojgiem małych dzieci mieszkali w Soweto. Kiedy wybuchła wojna domowa, odwlekali wyjazd z miasta, aż w końcu stało się za późno: bombardowano lotniska, ucieczka stała się niemożliwa. I wtedy July, który od piętnastu lat pracował u nich jako służący, zaproponował, że ukryje ich w swojej rodzinnej wiosce. Małżonkowie z radością przystali na ten plan i po trudnej podróży przez busz znaleźli się w bardzo prymitywnej osadzie, której nigdy jeszcze nie odwiedził biały człowiek.

 Każdy ze Smalesów w inny sposób zachowuje się w nowych warunkach. Dzieci przystosowują się najłatwiej. Zaczynają biegać po murzyńskich chatkach, pić wodę z rzeki, usamodzielniają się i uodparniają na zarazki. Bam nie chce zbyt wiele rozmyślać o ich położeniu, woli zająć się czymś praktycznym, np. budowaniem zbiornika na wodę. Natomiast Maureen nie umie się uspokoić.

Dalszy ciąg recenzji tutaj.

2.09.2013

Isaac Bashevis Singer, "Szumowiny"

Wydawnictwo Muza, Warszawa 2002 Tłumaczenie: Łukasz Nicpan Liczba stron: 222 Źródło: pożyczone Kto by pomyślał, że czytanie o żydowskim półświatku przestępczym może być tak ciekawe i odprężające! Zaczynamy Miesiąc Tematyczny :)

15.07.2013

Pałac kobiet Pearl. S. Buck

Chiny w literaturze to dla mnie obszar terra incognita. Jeśli nawet czytałam cokolwiek na ten temat to zatarło się w mojej pamięci skutecznie.
Z tego punktu widzenia Pałac kobiet to możliwość poznania pewnego wycinka kultury, mentalności, sposobu myślenia osób z innego kręgu kulturowego, innego, a co za tym idzie, ciekawego w swej odmienności. Postępowanie bohaterów czasami zadziwia, czasami śmieszy, czasami razi, a zawsze zastanawia i intryguje. Nie chciałabym pisać o samej fabule, bowiem niemal każda recenzja ją zawiera, a jak zauważyło już wielu fabuła nie jest w tej powieści najistotniejsza. Akcja toczy się w pałacu pewnej wielopokoleniowej, zamożnej chińskiej rodziny w latach trzydziestych zeszłego wieku. Ale, tak jak fabuła, tak i aspekt historyczny jest tutaj kwestią drugorzędną. Bo najważniejsze toczy się w umysłach kobiet, a świat zewnętrzny jest tylko otoczką, która stanowi impuls do przemyśleń, rozważań, zastanowienia nad rolą kobiety, mężczyzny, człowieka w kontekście przemijania, trwania, zmian, życia i śmierci, czy wreszcie sensu istnienia.

Główna bohaterka – pani Wu, to kobieta, która przekracza smugę cienia. Symboliczne czterdzieste urodziny są dla niej linią graniczną, która wyznaczać ma kres jej kobiecości i początek jej bytu, jako człowieka. Inteligentna, wykształcona kobieta, która całe dotychczasowe życie poświęciła byciu żoną i matką, synową i panią domu, teściową i babką zamierza usunąć się w cień (znajduje nawet dla męża - Pana Domu następczynię) i poświęcić czas sobie i swoim potrzebom. Powoli odkrywamy, iż ta perfekcyjna Pani Pałacu - głowa rodziny, która niczym szyja kręci tułowiem całego organizmu rodziny nie jest wcale tak zimna, dumna i perfekcyjna, za jaką uchodziła latami, a staje się w swej niedoskonałości, wątpliwościach i poszukiwaniach osobą bardziej ludzką. Pałac kobiet to studium kobiety a nawet studium kobiet, które znalazły się w przełomowym momencie swojej egzystencji i którym przestaje wystarczać kroczenie wytyczonymi tradycją i zwyczajem ścieżkami. Ta burza myśli, czasami nieskładnych, chaotycznych, dziwacznych, mądrości starych, jak świat, które bohaterkom zdają się objawiać jak grom z jasnego nieba zajmuje sporo miejsca w powieści. Nie oznacza to jednak, że lektura jest nużąca. Może jedynie momentami nieco śmieszą konkluzje przemyśleń bohaterek (autorki?) na temat roli kobiety i mężczyzny w świecie, ale całkiem możliwe, że dla człowieka cywilizacji wschodu brzmią one inaczej niż dla europejczyka.
Dla mnie największą wartością książki była specyfika kultury wschodu i jej zderzenie z zachodnią mentalnością (w tym własną); to wielopokoleniowe trwanie w bliskości, ta wierność tradycji, a jednocześnie dążenie do przemian, ale przemian w pewnych nieprzekraczalnych granicach. Nie zostałam może zachwycona (jak wiele czytelniczek) prozą noblistki, ale zaciekawiona na pewno, a to już duży sukces w przypadku osoby tak hermetycznie zamkniętej w kulturze zachodu.
Moja ocena 4,5/6

13.07.2013

"Znak wodny" Josif Brodski


Moje pierwsze polskie wydanie tej książki poprzetykane jest pięknymi sztychami Joannesa Baptisty Brustoloni. Cudownie obrazują poetycko-nostalgiczną treść. Esej niewielki, zaledwie sto stron, a pochłania całkowicie uwagę i narzuca wolne tempo czytania. Tam wśród stron słychać szum wody, cichy plusk wiosła, krople wody, które spływają po murach i drążą je niestrudzenie. Przez esej płynie się niczym gondolą, wznosi i opada, czytając pełne miłości, troski i uwielbienia słowa na temat kolejnego miasta Brodskiego nierozerwalnie połączonego z wodą, tym razem położonego na bagnistych wyspach, poprzecinanego niezliczonymi kanałami. Wenecja.
W zimie budzi nas w tym mieście, zwłaszcza w niedzielę, dźwięk jego niezliczonych dzwonów, jak gdyby za tiulem firan w perłowoszarym niebie wibrował na srebrnej tacy gigantyczny, porcelanowy serwis do herbaty. Otwieramy okno na oścież i pokój w jednej chwili zalewa ta kłębiąca się na zewnątrz, przesycona dzwonieniem mgiełka.”.
Potrzeba nieco czasu, aby wsluchać się w to mokrą opowieść lawirującą pomiędzy kanałami.

Przez siedemnaście zim Brodski chował się świątecznie i noworocznie w Wenecji, która ukochał właśnie o tej porze roku. Nie-mieszkaniec, ale również nie-turysta, dostrzegał w tym mieście więcej niż przeciętne oko. I mam wrażenie, że kochał Wenecję nie mniej, niż przeciętny wenecjanin.  Poetycka proza Brodskiego to obrazy miasta odbite w wodzie i w lustrach, cuda architektury, które oglądane przez pryzmat wody nabierają zupełnie innego znaczenia, wrażenia przemijalności, upływania czasu.

Cudownie byłoby spacerować ze „Znakiem wodnym” po Wenecji, jakże inaczej brzmiałyby te słowa na moście Westchnień czy u stóp Canale Grande. Jakże inny byłby Plac św. Marka czy mały bar przy stazione. „My bowiem znikamy, a piękno pozostaje. My bowiem zmierzamy w przyszłość, podczas gdy piękno jest wieczną teraźniejszością”.
Z przyjemnością poznałam Wenecję Brodskiego, ale przyznaję, że wolę jego Petersburg, bardziej rosyjski, słowiański i bliższy mojemu sercu.
Brodski ukochał obydwa miasta, w Petersburgu zostawił swoje serce, zaś jego ciało spoczęło  na San Michele.

Notka pochodzi z Myśli Czytelnika

24.06.2013

"Marzenie celta" Mario Vargas Llosa

Wydawnictwo: Znak
Język oryginału: hiszpański
Stron: 472
Ocena ogólna: 9/10
Ocena wciągnięcia: 5/6

"Marzenie celta" nie jest książką łatwą ani tym bardziej przyjemną. Im dalej zagłębiamy się w bestialstwo i niesprawiedliwość ludzką tym bardziej robi się nieprzyjemnie. A jest naprawdę ciężko wytrzymać bijącą nienawiść, okrucieństwo, brak jakiegokolwiek pohamowania czy norm społecznych. Kiedy myślimy, że gorzej już być nie może, człowiek udowadnia, że srogo się mylimy.

Po resztę recenzji zapraszam na mojego bloga - Wykredowana.

5.06.2013

"Utracona cześć Katarzyny Blum" Heinrich Böll

"Utracona cześć Katarzyny Blum" to niedługa, ciekawa książka napisana w formie kroniki, opowiadająca o tym, jak bezwzględni pracownicy brukowej gazety doprowadzili spokojną dziewczynę do tego, że w odruchu buntu zabiła dziennikarza.

Katarzyna żyła sobie spokojnie, nie miała żadnych zainteresowań ani bliskich przyjaciół. Pracowała jako gosposia. Mieszkała w czyściutkim dwupokojowym mieszkanku i posiadała dziewięć książek (cztery romanse, trzy kryminały, dwie biografie). Była osobą skrytą, pruderyjną, oszczędną.

Pewnego razu Katarzyna udzieliła noclegu mężczyźnie poszukiwanemu przez policję. Dziennikarze zainteresowali się tą sprawą, zaczęli fotografować młodą kobietę i zamieszczać w swojej gazecie artykuły, w których było więcej plotek i oszczerstw niż prawdy. 

Dalszy ciąg recenzji na moim blogu.

30.05.2013

"Dyptyk petersburski, czyli przewodnik po przemianowanym mieście" Josif Brodski


Już od kilku dni zastanawiam się, jak napisać o „Dyptyku petersburskim” Josifa Brodskiego, bo te dwa eseje są tak dobre, że powinnam się ograniczyć do przetoczenia kilku cytatów, które byłyby najlepszą rekomendacją. Będę więc oszczędna w słowach i niech Brodski mówi sam za siebie, bo to on jest mistrzem słowa pisanego.

Pierwszy esej, w oryginale napisany po rosyjsku, a przetłumaczony przez Pawła Hertza – „Przewodnik po przemianowanym mieście” – traktuje o ukochanym mieście Brodskiego, któremu patronują dwa pomniki – słynny Jeździec Miedziany na Placu Senackim oraz pomnik Lenina przed dworcem Fińskim. To Petersburg, przez 67 zwany również Leningradem. 
"Oto więc miasto, liczące sobie dwieście siedemdziesiąt sześć lat, istnieje pod dwiema nazwami - otrzymanej przy "narodzinach" i potem, jako "przezwisko" - jego mieszkańcy natomiast wolą nie używac ani jednej, ani drugiej. W dokumentach i adresach pocztowych piszą oczywiście Leningrad, ale w rozmowie potocznej mówią po prostu Piter. Bynajmniej nie chodzi tu o politykę, ale o to, że i Leningrad, i Petersburg są raczej trudne do wymówienia, a poza tym ludzie zawsze chętnie nadają przezwiska zamieszkiwanym przez siebie miejscowościom, co w istocie stanowi coś w rodzaju kolejnego etapu przywykania do swojej siedziby”.
Brodski maluje jego duchowy portret, mocno osadzony w ramach historii, przypomina, że to rosyjskie miasto zbudowano nad kanałami Newy, niczym Wenecję Północy i jest najmniej rosyjskim miastem, a przez to bardzo osamotnionym.
To miasto rzeczywiście wznosi się na kościach swoich budowniczych w tej samej mierze, co na wbitych przez nich słupach. W pewnym stopniu odnosi się to również do każdego innego miejsca w Starym Świecie, ale zazwyczaj historia jakoś potrafi dać sobie radę z niemiłymi wspomnieniami. Petersburg jest za młody, aby można było złagodzić jego mitologię i za każdym razem, kiedy zdarza się tu żywiołowe lub zawczasu obmyślone nieszczęście, można dostrzec w tłumie jakąś "zagłodzoną", pozbawioną wieku twarz z zapadniętymi poblakłymi oczyma, i usłyszeć szept: "Przecie wiadomo, że to miejsce przeklęte!" Wzdrygamy się, ale po chwili, kiedy jeszcze raz chcielibyśmy spojrzeć na mówiącego, nie ma po nim nawet śladu”.
Petersburg w oczach Brodskiego i świata, to nie tylko piękne położenie, wspaniałe budynki, ale przede wszystkim kolebka literatury rosyjskiej.
Ale chyba lepiej niż w rzekach i kanałach, owo, jak powiada Dostojewski "najbardziej wymyślone miasto na swiecie" odbija się w literaturze rosyjskiej. Woda możświadczyć jedynie o tym, co widać z wierzchu, może to wszystko, i tylko to, ukazywać. Ukazywanie fizycznego i duchowego wnętrza miasta, jego wpływu na ludzi i na ich świat wewnętrzny, niemal od założenia Petersburga stało się głównym tematem literatury rosyjskiej. Literatura rosyjska w istocie urodziła się nad brzegami Newy”.
Niezwykły to esej, który wiele wyjaśnia, ale skłania również do kolejnych wewnętrznych poszukiwań.

Drugi esej “W półtora pokoju”  Brodski napisał po angielsku, a został przetłumaczony przez Annę Husarską. Wzruszający, ściskający za gardło, napisany ku pamięci rodziców Brodskiego, ktorzy żyli przez większość swego życia w półtora pokoju w Peterburgu. Wygarnięte z zakamarków pamięci strzepki wspomnień, aby zachować je zanim zostaną unicestwione, bowiem “Pamięć zdradza wszystkich, szczególnie tych, których znaliśmy najlepiej. To wspólniczka zapomnienia, sojuszniczka śmierci. To sieć z drobnym połowem, z której wypłynęła woda. Nie można użyć pamięci do wskrzeszania kogokolwiek, nawet na papierze”.  To wspomnienia mieszkania, zapis gestów, mimiki, wspólnego spaceru z ojcem, wspomnienie łóżka rodziców czy chińskich figurek przywiezionych przez ojca, oficera marynarki. Bardzo osobiste, przepięknie napisane, przepełnione miłością i tęsknotą.  

Typ prozy do której chce się wracać i wracać, aby upajać sie pięknem języka.

Notka pochodzi z Myśli Czytelnika

25.05.2013

"Synowie" Pearl S. Buck


„Synowie” Pearl S. Buck jest drugim tomem trylogii „Ziemski dom” traktującym o losach trzech synów Wang Lunga, którego życie poznajemy w części pierwszej.  Wang Lung, który tak ukochał ziemię, zakupił jej takie mnóstwo, że jego synowie mogli uważać się za bogaczy. Miał on ogromną nadzieję, że synowie nie tylko nie pozbędą się żadnego poletka, ale będą dbać o  stworzoną przez niego potęgę i umocnią znaczenie rodziny. Jak to często bywa, marzenia Wang Lunga zupełnie nie pokrywały się z zamierzeniami jego synów, którzy już przy jego łożu śmierci układali plany, jakby się tej ziemi pozbyć, najlepiej z największym zyskiem. Wang Starszy był mężczyzną słabego ducha, dbającym jedynie o luksusy i przyjemności ciała, nie miał ochoty zostać ziemianinem, ponieważ nie chciał zmieniać swojego mieszczańskiego stylu życia. Wang Drugi chciał swoje życie poświecić sprzedaży ziarna i pomnażaniu w handlu pieniędzy. Natomiast najmłodszy, Wang Tygrys, który zapałał uczuciem do najmłodszej konkubiny swego ojca i uciekł z domu, nie zamierzał wiązać swego życia z miejscem, w którym się urodził i z ziemią, której nienawidził, tylko z wojskiem. I to właśnie o Wangu Tygrysie opowiada lwia część tej książki, o jego dążeniu do władzy i jej umacnianiu. Bardzo ładnie są scharakteryzowane sylwetki trzech braci, ze szczególnym wskazaniem na najmłodszego, którzy różnią się tak bardzo od siebie, że aż trudno uwierzyć, że mają tych samych rodziców.

Druga część trylogii podobała mi się mniej, zabrakło mi tutaj tego kolorytu Chin, który tak wspaniale Pearl Buck uchwyciła w części pierwszej. Warstwa obyczajowa jest znacznie uboższa. Tym razem autorka ukazuje nam życie prostych ludzi, którzy gnębieni są przez bandy rozbójników i często także przez samo wojsko, zabiera nas też na salę sądową i ukazuje niesprawiedliwość, która najczęściej dotyka najbiedniejszych. Kontrastuje te obrazy z życiem bogatych mieszczan, generałów i sędziego. Cenię ją za to, że zaglądała do brudnych zaułków i starała się przedstawić życie w ówczesnych Chinach z wielu stron, że opisywała losy tych, którzy nigdy nie mieli prawa głosu i nikomu wcześniej nawet nie przyszło do głowy, aby zająć się takim tematem.
Jednakże najdokładniej opisane sprawy wojskowe na tle rewolucyjnych zmian, jakie zachodziły w Chinach, nie interesowały mnie zwyczajnie aż tak bardzo.

Mimo tego, że byłam nieco rozczarowana samą historią, drugi tom trylogii czytało mi się całkiem dobrze, a to zasługa lekkiego pióra Pearl Buck i niezbyt skomplikowanej treści z wyraźnym przesłaniem, aby nie przenosić swoich marzeń i ambicji na dziecko, bez względu na czasy, w jakich się żyje.

21.05.2013

Skrzynka. Opowieści z ciemni. G. Grass

Dla miłośników stylu G. Grassa ta książka jest kolejnym sposobem na zatopienie się w trochę magiczny świat, w którym rzeczywistość spleciona jest z wydarzeniami nieprawdopodobnymi, ale zawsze gdzieś na granicy możliwych do przyjęcia. Ojciec, który w Skrzynce prawie nie zabiera głosu, jest jedną z postaci, wokół której toczy się ta historia, jest tym, któremu podporządkowane jest dawna i obecna aktywność jego potomków. Dorośli, samodzielni ludzie przybywają na wezwanie ojca i skupieni w jednym pomieszczeniu przenoszą się w świat dzieciństwa, historie przeplatają się, oscylują wokół różnych postaci, ale zawsze gdzieś w tle jest ojciec i najwierniejsza z kobiet, którą niejako „odziedziczył” po swoim przyjacielu, Maryjka.

Więcej na blogu  Hominem Quaero

18.05.2013

William Golding – Widzialna ciemność

William Golding
Widzialna ciemność (Darkness Visible)
tłum. Małgorzata Golewska-Stafiej i Leszek Stafiej
Czytelnik, 1986

Widzialna ciemność to prosta opowieść o zwyczajnych ludziach, ich zwykłym życiu, pragnieniach, niezrealizowanych marzeniach, wyimaginowanych posłannictwach. To opowieść o ukrytych stronach człowieczej duszy, o przeciwstawianiu sobie dobra i zła, tkwiącego w każdym z nas, o trudnej do zdefiniowania, a czasem i odkrycia, innej, mrocznej, głęboko schowanej cząstce naszego jestestwa. O wyborach, które tak naprawdę nie są wyborami, tylko przymusem wewnętrznym, niemożliwym do odparcia, natrętnym i dominującym. U jednych bierze on początek w wojnie, przypadkowym nieszczęściu, napiętnowaniu ogniem, u innych w skłonnościach różnych od tych uważanych za normalne, braku miłości i akceptacji, wieloletnim pomijaniu, ignorowaniu potrzeby bliskości i zwykłego domowego ciepła, odrzuceniu poza swój mały, bezpieczny światek.
Trzyczęściowa powieść rozpoczyna się mocnym uderzeniem: podczas nalotu Londynu z pożaru wyłania się poparzony chłopiec. Żołnierze ratują go, odstawiają do szpitala, skąd po długich miesiącach cierpień wychodzi, by znów normalnie żyć. Ale czy jego życie może być normalne? Mocno oszpecony wzbudza litość i niechęć, poczucie winy i przykry przymus niesienia pomocy, dania pracy. Matty radzi sobie jak potrafi z obrzydzeniem dostrzeganym na twarzach innych i z własnymi lękami wobec spotykanych ludzi, zwłaszcza pięknych kobiet. Ucieka przed nimi aż do Australii w naiwnym mniemaniu, że tam tych spotkań uniknie. Swój strach próbuje pokonać czytając Biblię, ucząc się jej na pamięć, szukając w niej odpowiedzi na dręczące go pytania, do skutku, do bólu, do obłędu...


Więcej na blogu.

15.05.2013

Ginter Grass Portret z bębenkiem i slimakiem Zbigniew Światłowski


Kiedy wylosowano mi książkę w stosikowym losowaniu ucieszyłam się, bo to i o nobliście, (którego dwie pozycje bardzo mi przypadły do gustu) i książeczka dość cienka (dwieście parę stron), więc założyłam, iż przeczytam podczas weekendu. Założenia założeniami, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Myślę, że gdyby nie wyzwanie książkę odłożyłabym na półkę na jakąś bliżej nieokreśloną przyszłość. I tym razem to raczej nie wina książki, raczej czytelniczka okazała się nieprzygotowana do lektury. Książka jest wnikliwą analizą twórczości noblisty z bogatym odniesieniem do wyników badań innych naukowców poprzez odniesienie się do fragmentów ich wypowiedzi. Stąd pełno tu cytatów badaczy, którzy, to pewnie tylko moje odczucie, ale odnoszę wrażenie, że rywalizują między sobą w byciu bardziej oryginalnymi. Im bardziej skomplikowana składnia zdania, im więcej mądrze brzmiących, nie do końca zrozumiałych (możliwe, że jedynie dla mnie) wyrazów tym lepiej. Kiedyś Lirael napisała u siebie o książce pana Adama Szczucińskiego o podróży do Włoch, że jego zapiski na marginesach książek poprzedników mają trochę za wąskie marginesy. Pan Światłowski nie pisze co prawda na marginesie książek innych badaczy, ale cytowane przez niego wstawki są tak liczne, że często jeszcze nie wybrzmi jeden cytat, którego przemyślenie czytelnikowi nie-filologowi zajmuje chwilę, a już pojawia się kolejny. Chyba jednak najbardziej w lekturze przeszkadzało mi branie w cudzysłów pojedynczych, wydawałoby się zwykłych słów. Cudzysłów zapala we mnie zielone światełko o być może podwójnym znaczeniu słowo, więc zastanawiam się, jaką kolejną zagadkę ukrył autor w swojej wypowiedzi.
Wydaje mi się, że to książka dla odbiorców o nieco wyższym poziomie wiedzy, bardziej zainteresowanych wyszukiwaniem znaczeń, symboliki ukrytej w powieściach Grassa. A co do tego, że dzieła noblisty pełne są ukrytych znaczeń nikt chyba nie ma wątpliwości.
To, co mnie najbardziej przypadło do gustu to wypowiedzi samego autora; napisane prostszym (choć wcale nie prostym) językiem, a przez to bardziej zrozumiałe. I dla mnie, laika dużo ciekawsze.
Gdańszczanka z ogromną przyjemnością odszukuje śladów swojego miasta w twórczości Grassa, a tych jest naprawdę ogromnie dużo. Gdybym miała wymienić jednego/ jedynego pisarza który sportretował moje miasto byłby to właśnie Gunter Grass. Paradoksalnie właśnie on, Niemiec, borykający się z ludobójczą przeszłością własnego narodu, mający za sobą wojenne doświadczenie najpiękniej odmalowuje Gdańsk- miasto swego urodzenia. Gdańsk występuje w Blaszanym bębenku, Kocie i myszy oraz Szczenięcych latach.
Nie wychodziliśmy już prawie z podziemi. Mówiono, że Rosjanie są już w Suchaninie, Pieckach i pod Siedlcami. W każdym razie siedzieli na wzgórzach, bo strzelali wprost na miasto. Główne miasto, Stare Miasto, Korzenne Miasto, Stare przedmieście, Młode Miasto, Nowe Miasto i Dolne Miasto, budowane łącznie przez siedemset lat, spłonęły w trzy dni[…] Na ulicy Spodniarzy ogień kazał sobie wziąć miarę na wiele par uderzająco jaskrawych spodni. Kościół Najświętszej Marii Panny płonął od środka i przez ostrołukowe okna ukazywał uroczyste oświetlenie.[..] W Wielkim Młynie mielono czerwoną pszenicę. Na Rzeźnickiej pachniało przypaloną niedzielną pieczenią. W Teatrze Miejskim dawano premierę Snów podpalacza, dwuznacznej jednoaktówki. Na Ratuszu Głównego Miasta postanowiono podwyższyć po pożarze, z ważnością wstecz, pensje strażaków.[…] Że spłonął Targ Drzewny, Targ Węglowy, Targ Sienny, to samo przez się zrozumiałe. Na Chlebnickiej chlebki już nie wyszły z pieca. Na Stągiewnej kipiało w stągwiach. Tylko budynek Zachodniopruskiego Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia z czysto symbolicznych względów nie chciał spłonąć” (Blaszany bębenek).
Książka jest próbą obiektywnej oceny człowieka i jego działalności i to jakże różnorodnej działalności. Grass jest przecież nie tylko pisarzem, ale i poetą, artystą-grafikiem, rzeźbiarzem ilustratorem swoich książek, grał też w zespole jazzowym. Był zaangażowanym politycznie obywatelem działającym na rzecz rozliczenia przeszłości. Grass lubił (i chyba nadal lubi) prowokować, co przysparza mu wielu przeciwników. Nie będę się tu rozpisywać na temat całej działalności pisarza poprzestanę jedynie na przedstawieniu najbardziej wstydliwego i bolesnego epizodu w życiorysie pisarza, którego nie przemilczał (bycia członkiem oddziałów Waffen SS).
Jak pisze Światłowski Grass nie znosił swojego politycznego przeciwnika kanclerza Kohla, ale zapewne mógłby podpisać się pod jego wypowiedzią, w której dziękował opatrzności za „łaskę późnych narodzin”, która pozwoliła mu uniknąć współudziału w hitlerowskich zbrodniach. Bo, jak pisał mogłoby się zdarzyć, że urodziłby się o dziesięć lat później „a wtedy w 1933 roku miałbym szesnaście, a nie sześć, a w chwili wybuchu wojny dwadzieścia dwa, a nie dwanaście lat. Podobnie, jak większość moich rówieśników ledwo przetrwałbym wojnę, ponieważ od razu byłbym objęty obowiązkiem pełnienia zasadniczej służby wojskowej. Mimo tego prawdopodobieństwa nic (lub może tylko moje życzenie) nie świadczy o tym, iż nie mógłbym się stać oddanym socjalistą narodowym. Wywodząc się z rodziny drobnomieszczańskiej, która wypierała się swego półkaszubskiego rodowodu, wychowany w niemiecko-idealistycznym duchu, mając wpojoną zasadę rasowej czystości, zachwyciłbym się imperialnymi celami i przystałbym na to, by (w imię wspólnoty narodowej) subiektywną niesprawiedliwość wytłumaczono mi jako obiektywną słuszność. W końcu lata 1939 roku gdańska SS-Heimwehr mogłaby (potwierdziłbym to na piśmie) liczyć na mnie, choć – lub ponieważ – mój wujek Franciszek pełnił służbę w Poczcie Polskiej” (Płody umysłu).
Co czuł wcielony do pełnienia służby w Hitlerjungend młodzieniec – to samo, co zapewne wszyscy jego rówieśnicy. Ogniska, poczty sztandarowe, nauka strzelania z karabinków małokalibrowych [..]Oczywiście uczniacka krnąbrność. Nuda przy pełnieniu służby…Głupawe dowcipy o partyjnych szychach, które wymigiwały się od służby frontowej i pogardliwie nazywane były złotymi bażantami. Ale opór? Ani śladu, choćby tylko w strzępach myśli. Raczej już podziw dla wojennych bohaterów i tępa, niczym niewzruszona wiara, której dzisiaj się wstydzę” (Schrreiben nach Auschwitz). Prawdziwy wstyd i zrozumienie przyszły dopiero po procesie norymberskim, kiedy doszło do świadomości, że „naszej hańby nie da się usunąć ze świadomości, ani wymazać” (Portret z bębenkiem i ślimakiem str. 19). Zapewne dlatego „Grass świadkowanie zbrodniom popełnionym przez Niemców, a jednocześnie walkę ze społeczną niepamięcią, uczyni naczelnym imperatywem swego pisarstwa” (Portret z bębenkiem i ślimakiem str. 29)
Z książki można dowiedzieć się wiele o jego działalności twórczo-politycznej. Pomijając to nagromadzenie cytatów innych badaczy na temat twórczości Grassa sam autor pisze ciekawie i w sposób rzeczowy, analizuje twórczość noblisty patrząc nań z różnych punków widzenia. Bohater został przedstawiony, jako wielki, utalentowany, wrażliwy człowiek, ale nie pozbawiony wad. Pisarz, tak kontrowersyjny jest przez wielu podziwiany i szanowany, bowiem:
...mało który pisarz współczesny szczycić się może tak liczną i doborową zarazem gminą administratorów co Günter Grass. Ale kocha się go z różnych powodów. Jedni uwielbiają pełnego inwencji "bajarza", który wyjałowionej po awangardowych eksperymentach epice przywrócił narracyjną barwność i imaginacyjną swobodę. Innym najbliższy jest surowy krytyk niemieckiej historii, kronikarz jej krwawych i haniebnych epizodów, anarchiczny prześmiewca i obrazoburca, kpiną godzący w nacjonalistyczne ideologie, patriotyczne mity, kłamstwa polityki i kłamstwa kultury. Literaccy smakosze rozkoszują się językową wirtuozerią i witalnością Grassowskiej prozy, w której polifonicznie współbrzmią plebejska dosadność, baśniowe zaśpiewy, barokowa elokwencja, delikatny liryzm...
Książka jest też dobrą okazją do poszerzenia zasobu słownictwa. Nie wiem, jak wy, ale dla mnie takie słowa jak: tromtadracja, blasfemia, tauromachiczny, persyflaż były powodem sięgnięcia do słownika.
Książka interesująca, godna polecenia, choć niełatwa w odbiorze. 

9.05.2013

"Głód" Knut Hamsun




Jak dobrze, że książki słuchałam, inaczej pewnie bym jej nie doczytała. A tak zajęła mi dwa dni czyli cztery trasy do i z pracy. Na domiar złego nie przypadł mi do gustu lektor, nagranie zresztą pochodziło z roku 1961 i było dość ciche, co mi znacznie utrudniało słuchanie i działało na mnie jednozcznacznie usypiająco. 

Główny bohater, młody dziennikarz przymiera głodem. I niby podejmuje wiele działań, by tę sytuację zmienić ale wszystkie są jakieś takie, hmm, niemrawe. Niby pisze artykuły, niby zastawia kolejne części dobytku, m. in. ubrania, niby szuka pracy, ale nic mu nie wychodzi. Albo pieniądze daruje innym albo roztrwania, ale wciąż próbuje zachować fasadę i wygląd osoby całkiem dobrze sytuowanej. 
W pewnym momencie spostrzega, że już mu się to nie udaje - chudy, zmarznięty i obdarty liczy się każdego dnia z utratą wynajmowanego pokoju, a jego myśli krążą tylko wokół tematu zdobycia pożywienia. Nawet nieudolnie nawiązany kontakt z pewną dziewczyną kończy się fiaskiem. Trudno wykrzesać choć odrobinę sympatii to dziennikarza i nawet biorąc pod uwagę, że na racjonalność jego działań ma wpływ przejmujący głód, za nic nie mogłam wykrzesać odrobiny zrozumienia dla jego zachowania. Stosunkowo łatwo wzbudzić we mnie współczucie, ale nawet na tyle mnie nie było stać:( Słuchałam jak młody mężczyzna szuka pożywienia, szuka miłości, szuka zrozumienia i nie dziwiłam się, że nie potrafi ich odszukać. 

Czytając najsłynniejszą powieść noblisty nie sposób uniknąć przemyśleń na temat zasadności przyznania tej nagrody. Na pewno nie są to rozważania podparte gruntowną wiedzą, raczej refleksje zwykłego czytelnika - jak się pewnie domyślacie, nie mogłam znaleźć w Głodzie ani jednego punktu, który w moich oczach windowałby Hamsuna do tego szacownego grona.