Chiny
 w literaturze to dla mnie obszar terra incognita. Jeśli nawet czytałam 
cokolwiek na ten temat to zatarło się w mojej pamięci skutecznie. 
Z
 tego punktu widzenia Pałac kobiet to możliwość poznania pewnego wycinka
 kultury, mentalności, sposobu myślenia osób z innego kręgu kulturowego,
 innego, a co za tym idzie, ciekawego w swej odmienności. Postępowanie 
bohaterów czasami zadziwia, czasami śmieszy, czasami razi, a zawsze 
zastanawia i intryguje. Nie chciałabym pisać o samej fabule, bowiem 
niemal każda recenzja ją zawiera, a jak zauważyło już wielu fabuła nie 
jest w tej powieści najistotniejsza. Akcja toczy się w pałacu pewnej 
wielopokoleniowej, zamożnej chińskiej rodziny w latach trzydziestych 
zeszłego wieku. Ale, tak jak fabuła, tak i aspekt historyczny jest tutaj
 kwestią drugorzędną. Bo najważniejsze toczy się w umysłach kobiet, a 
świat zewnętrzny jest tylko otoczką, która stanowi impuls do przemyśleń,
 rozważań, zastanowienia nad rolą kobiety, mężczyzny, człowieka w 
kontekście przemijania, trwania, zmian, życia i śmierci, czy wreszcie 
sensu istnienia. 
Główna
 bohaterka – pani Wu, to kobieta, która przekracza smugę cienia. 
Symboliczne czterdzieste urodziny są dla niej linią graniczną, która 
wyznaczać ma kres jej kobiecości i początek jej bytu, jako człowieka. 
Inteligentna, wykształcona kobieta, która całe dotychczasowe życie 
poświęciła byciu żoną i matką, synową i panią domu, teściową i babką 
zamierza usunąć się w cień (znajduje nawet dla męża - Pana Domu 
następczynię) i poświęcić czas sobie i swoim potrzebom. Powoli 
odkrywamy, iż ta perfekcyjna Pani Pałacu - głowa rodziny, która niczym 
szyja kręci tułowiem całego organizmu rodziny nie jest wcale tak zimna, 
dumna i perfekcyjna, za jaką uchodziła latami, a staje się w swej 
niedoskonałości, wątpliwościach i poszukiwaniach osobą bardziej ludzką. 
Pałac kobiet to studium kobiety a nawet studium kobiet, które znalazły 
się w przełomowym momencie swojej egzystencji i którym przestaje 
wystarczać kroczenie wytyczonymi tradycją i zwyczajem ścieżkami. Ta 
burza myśli, czasami nieskładnych, chaotycznych, dziwacznych, mądrości 
starych, jak świat, które bohaterkom zdają się objawiać jak grom z 
jasnego nieba zajmuje sporo miejsca w powieści. Nie oznacza to jednak, 
że lektura jest nużąca. Może jedynie momentami nieco śmieszą konkluzje 
przemyśleń bohaterek (autorki?) na temat roli kobiety i mężczyzny w 
świecie, ale całkiem możliwe, że dla człowieka cywilizacji wschodu 
brzmią one inaczej niż dla europejczyka. 
Dla
 mnie największą wartością książki była specyfika kultury wschodu i jej 
zderzenie z zachodnią mentalnością (w tym własną); to wielopokoleniowe 
trwanie w bliskości, ta wierność tradycji, a jednocześnie dążenie do 
przemian, ale przemian w pewnych nieprzekraczalnych granicach. Nie 
zostałam może zachwycona (jak wiele czytelniczek) prozą noblistki, ale 
zaciekawiona na pewno, a to już duży sukces w przypadku osoby tak 
hermetycznie zamkniętej w kulturze zachodu. 
Moja ocena 4,5/6

