Dom to piętrowy, na stromym 
Alifakovacu stoi nieco na uboczu u samego szczytu. Na parterze, gdzie 
zimą bywa ciepło, a latem chłód panuje, mieści się pokaźna sień, duża 
kuchnia i od tyłu dwa mniejsze ciemne pokoiki, na piętrze zaś trzy duże 
pokoje, a jeden, ten od frontu, wychodzący na rozległą dolinę 
sarajewską, ma obszerny balkon. [s. 5]
Pierwsze
 dwa zdania z książki Ivo Andricia podziałały na moją wyobraźnię tak 
bardzo, że natychmiast wyszukałam w internecie zdjęcia Alifakovacu. 
Warto było, bo miejsce jest szczególne (patrz: fotografia poniżej). 
Nieco surowe, ale wyjątkowo malownicze, w dużej części zajęte przez 
cmentarz muzułmański, będący miejscem pochówku wielu zacnych obywateli 
Sarajewa. Nic dziwnego, że tytułowy dom narratora często odwiedzają 
duchy, i to nie byle jakie.
Krzykiem
 lub szeptem widma zabiegają o uwagę narratora, który nieszczęśnikom 
użycza ucha i miejsca na papierze. W domu na odludziu mostarski wezyr 
mija się w drzwiach z baronem fantastą, chwacki pasza z księgowym 
alkoholikiem, wiekowa służka Zuja z dyrektorem cyrku, a bośniacka 
niewolnica z geometrą narzekającym na nadmierną towarzyskość żony. Płyną
 opowieści o spiskach, zdradach i namiętnościach, nierzadko leje się 
krew, a jednak te historie mają w sobie coś z baśni. Coś, co każe często
 wracać myślą bohaterów oraz ich świata z pogranicza jawy i snu.
Dzieje
 się tak po części za sprawą kulturowej otoczki Bałkanów, po części za 
sprawą stylu Andricia, który czaruje słowem jak mało kto. Bajecznie 
opisuje chwile tak ulotne jak przypływ natchnienia oraz zdarzenia 
całkiem zwyczajne – czy mowa o piciu rakii czy o wizycie na targu. „Dom 
na odludziu” przyciąga i urzeka, niebezpiecznie rozbudza marzenia. Z 
pewnością odwiedzę go kiedyś ponownie.
___________________________
Ivo Andrić Dom na odludziu
przeł. Halina Kalita, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1979
