Wiedzieć jest niczym, wyobrazić sobie wszystkim (str.66) 
Miniaturowa
 książeczka wygrzebana spośród stosu innych na stoliku w antykwariacie 
skusiła mnie swym rozmiarem. Wydawała się idealną lekturą na podróż. 
Podróże do pracy, które zajmują mi w ciągu dnia średnio licząc dwie 
godziny chętnie uprzyjemniam sobie czytaniem. 
Na Zbrodnię Sylwestra Bonnard składają się dwa opowiadania, które łączy osoba dobrodusznego uczonego, będącego jednocześnie narratorem. W części pierwszej Polano
 starzejący się bibliofil całą energię poświęca na studiowanie ksiąg i 
poszukiwanie wymarzonego manuskryptu Złotej legendy. Z pozoru nie 
dostrzegający świata spoza kart swych ksiąg poczciwy pan Sylwester 
okazuje się osobą niezwykle empatyczną i wcale nie skupioną wyłącznie na
 fikcyjnym świecie ksiąg. Pomaga zarówno mieszkającej na poddaszu pani 
Coccoz, jak i przypadkowo napotkanemu biednemu urwisowi. Bywa nieco 
odrealniony, momentami jego naukowo-filozoficzne rozważania mogą nużyć, 
ale całość zasługuje na uwagę. Naiwność starszego pana bywa urzekająca, a
 jego dystans wobec samego siebie i duże poczucie humoru czynią lekturę 
zajmującą. Druga część Joasia Aleksandre to istna bajka dla 
dorosłych, jest w niej biedna sierotka (wnuczka byłej sympatii 
bibliofila), zła wychowawczyni, chciwy i lubieżny opiekun, stary zamek i
 cudowna nimfa. W takim otoczeniu pan Sylwester żyjący do tej pory w 
świecie książek i w tych księgach wręcz zakochany odkrywa radości innego
 rodzaju, w odnalezionej po latach dziewczynce odnajduje namiastkę 
rodziny, której nigdy nie miał, a której brak rekompensowały mu księgi. I
 choć deklarował, iż …”sen życia przemarzył (….) w bibliotece i gdy 
nadejdzie pora pożegnać się z tym świat em … (pragnął), oby Bóg zabrał 
(go) z drabinki, sprzed półek zapełnionych książkami!” to w końcu 
popełnia czyn, który sam nazywa zbrodnią, a który ze zbrodnią nie ma nic
 wspólnego. Nie
 jest to może wybitne dzieło, ale lektura tej miniaturki sprawiła mi 
dużą przyjemność. Niespieszna opowieść o poczciwym staruszku, który 
kochał życie wśród książek, ale też kochał ludzi, napisana pięknym 
językiem. Dziś odbierana będzie, jako staroświecka i momentami 
przegadana. Książeczka pełna nieco naiwnych, ale szczerych wyznań, 
prezentująca i moje przekonanie, że czucie jest ważniejsze niż rozum. 
Zdecydowanie przypadła mi do gustu. A już scena opisu nimfy siedzącej na
 Kronikach Norymberskich w starym zamku pobudza wyobraźnię. Jest jak z 
bajek Andersena.
Recenzja po raz pierwszy ukazała się na moim blogu Moje podróże
