30.04.2010

Nie-odpowiednie małżeństwo

Dobrnęłam do końca. Długo to trwało ale udało się. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam tak długo żadnej książki, jeszcze nigdy czytanie nie sprawiało mi tyle przykrości i żalu. Czytając Odpowiednie małżeństwo Doris Lessing – bo o nim mowa – odczuwałam przeogromny żal do autorki za to, że po takim wstępie, jakim jest pierwsza część serii Dzieci przemocy stworzyła tę książkę. Zmieniła skromną i zdecydowaną Marthę na znerwicowaną, rozedrganą i ciągle podzielona kobietę, która ani nie dba o męża, ani o rodziców czy o własne dziecko. Tak jak w Marcie Quest autorka wpisywała się w pragnienia swojej bohaterki, stworzyła w niej z tej smutnej, zamkniętej w sobie dziewczynki kobietę próbującą wszystkiego, otwartą na nowe życie tak w kolejnej części, wciskając ją w ramy małżeństwa, w czasy wojny i macierzyństwa zrobiła z niej dziwaczny stwór, przypominający dawną Marthę. Zabrała całą radość (która może jeszcze gdzieś drzemała, bo czasem zdarzały się jej małe wybuchy) i nabytą pewną siebie. Rozmemłała Marthę i zaniedbała, bo tak jak kiedyś zależało jej na tym jak wygląda, co ubiera i czy się podoba tak teraz lustro przestało dla Marthy istnieć. Typowe i często spotykane zaniedbanie mężatki? Marazm? Czy też pewność tego co się ma, constans, który jest ostoją? Nie, Martha waśnie tego wcale nie chce, buntuje się przeciwko tej stałości i skostnieniu. Małżeństwo ją przeraża, macierzyństwo przerasta, więc chyba jej poza jest rodzajem buntu przeciw życiu. A wielka namiętność i miłość do mężczyzny, którego kiedyś kochała (?) wygasa, przeradza się w nienawiść. Dodatkowo rozłąka w trakcie wojny nie sprzyja młodym małżonkom, tym bardziej, że w tym samym czasie przychodzi na świat ich córka. Może właśnie to, że wszystkie obowiązki spadły na Marthę, może to poczucie niedowartościowania, brak codziennych zapewnień o uczuciu sprawiły, że powrót męża z wojny stał się jednocześnie bramą do rozstania? Od oziębłości Marthy i zimnego przywitania męża powracającego z wojny do rozstania niedaleko. Ciągłe kłótnie, wypominane (wyimaginowane) zdrady, szarpaniny i ciągły obraz innego, wymarzonego a niezrealizowanego życia stały się tylko przysłowiowymi gwoździami do trumny, kolejnymi krokami do ostatecznej decyzji Marthy.
Nie podobała mi się ta nieszczęśliwa i niezadowolona, a mimo to trwająca w małżeństwie Martha. Nie polubiłam Marthy krzywdzącej swoich bliskich tym bardziej nie polubię kobiety, która porzuca swoje dziecko. Nie przemówiła do mnie Martha, która tylko mówi o swojej dorosłości a jej ciągłe niezdecydowanie tego nie potwierdza. Nie podoba mi się i już ta dziewczyna, którą zadowoli tylko codzienny dobrobyt, codzienna realizacja każdej jej zachcianki (skąd to rozpieszczenie?) i mam nadzieję, że w kolejnych częściach dzieci przemocy Lessing pozwoli wrócić dawnej szczęśliwej i zdecydowanej Marcie.

Brak komentarzy: