2.08.2010

Colas Breugnon - Romain Rolland


Bardzo cenię literaturę francuską, ale moje ostatnie doświadczenia z francuskimi noblistami nie były takie wspaniałe. Jednak moje pierwsze spotkanie z Romainem mogę uznać za udane i przyjemne. Z tego co wiem, to Colas Bregnon jest najradośniejszą książką tegoż autora, więc miałam chyba szczęście, że taka mi się trafiła jako pierwsza. Nie wiem jak inne spodobałyby mi się, ale przynajmniej mam miłe doświadczenie z tym autorem.
Tytułowy bohater, Colas jak stwierdziłam na końcu książki jest bardzo podobny do mnie, jesli chodzi o ten optymizm i poczucie humoru w każdym, nawet w najstraszniejszym momencie. Potrafię śmiać się na pogrzebie (oczywiście w ukryciu i w granicach przyzwoitości, choć i to czasem nie wychodzi) nawet bliskiej osoby, potrafię śmiać z własnych dolegliwości (z nieswoich też, jeśli ich właściciel na to pozwala - np. moja mama też woli zamiast pocieszania jakąś ripostę). W sumie to jest fajna cecha.
Ze zdziwieniem odkryłam jakie jest duże podobieństwo pomiędzy francuskim a polskim społeczeństwem wiejskim. Zwyczaje i zachowania - tak jak bym czytała książkę jakiegoś polskiego pisarza. Szczególnie to odczułam, kiedy była mowa o piciu, które tak charakteryzuje państwo polskie od XVi wieku, bo już Kochanowski w swoich fraszkach o tym pisał. Jak widać, to nie tylko Polacy lubią pić, ale i Francuzi.
Pomimo tego, że poczucie humoru towarzyszy głównemu bohaterowi przez cały czas, to książkę można podzielić na dwie części: radosną i spokojną oraz brutalną i smutną. Przez pierwszą część poznajemy naszego bohatera i jego najbliższych, w drugiej części stykamy się ze śmiercią, zarazą, utratą majątku i zrezygnacją z niezależności, ale nigdy z uśmiechu i poczucia humoru ;-).
Podobała mi się i już wiadomo, że tą lekturę będę wspominać z uśmiechem, pomimo, że nie jest to książka, przy której chce się śmiać.

Brak komentarzy: