Pani
bibliotekarka długo szukała w katalogu dopytując o nazwisko autora i
jego pisownię. Jest Pani pewna tytułu? (Przyznacie sami, że Srebrzynek
brzmi jakoś niepoważnie i co to w ogóle znaczy). Czy to książka dla
dzieci, zbiór poezji, czy książka przyrodnicza? Kiedy w końcu
bibliotekarka znalazła książkę w dziale Nobliści jej zdziwienie było
niemałe.
Gdybym
miała opowiedzieć o czym jest książka powiedziałabym, że o miłości,
miłości do otaczającego nas świata; miłości do fauny i flory, ale i
miłości do ludzi, zwłaszcza tych słabych i bezbronnych. Jest to zbiór
ponad stu króciutkich poematów, w których autor prozaicznym zdarzeniom
nadaje kształt baśniowych obrazków. Czytając odnoszę wrażenie, jakbym
oglądała w kalejdoskopie cudowne rysunki, szkice, obrazki. Jest w nich
ten rodzaj poezji, który lubię najbardziej; proza poetycka, widzenie
świata poprzez pryzmat duszy niezwykle wrażliwego człowieka, który
potrafi dostrzec piękno tam, gdzie trzeźwo stąpający po ziemi go nie
dostrzeże, tam, gdzie przyznaję, sama często go nie dostrzegam. Trzeba
się zatrzymać w biegu, aby dostrzec inny wymiar otaczającego nas świata.
Już sama nazwa Srebrzynek
przywodzi na myśl migotanie, iskrzenie, delikatność, zwiewność, radość,
a jest imieniem przyjaciela, imieniem osiołka. Właściciel osiołka
przemierza wraz nim Andaluzyjską krainę czerpiąc radość z samego faktu
istnienia, z piękna otaczającego ich świata, przemieniając prozę życia w
poezję. Trzeba niezwykłej wrażliwości, aby w najzwyklejszym przedmiocie
dostrzec urok i magię, aby zachwycić się, ucieszyć z choćby z grona
jagód.
Na starym szczepie, którego długie poplątane wici ukazywały
jeszcze kilka sczerniałych i karminowych liści, jaskrawe słońce
rozpalało zdrowe, przejrzyste, bursztynowe grono, siejące blaski, jak
kobieta w swej jesieni. Każdy pragnął je mieć! Wiktoria, która zerwała
grono, broniła go za swymi plecami; lecz skoro tylko poprosiłem o nie,
dziewczynka, z tą drobną uległością, jaką okazują mężczyźnie podlotki
stające się kobietami, oddała mi je chętnie.*
Nie
zaznaczałam fragmentów do zacytowania; można wziąć jakiekolwiek z tego
niewielkiego zbiorku, a będzie on reprezentatywny dla całości. Sposób
opisu powoduje, że zaledwie kilka wyrazów potrafi przenieść do innego
świata.
Księżyc
idzie wraz z nami, wielki, okrągły, czysty. Na uśpionych już łąkach
czernieją niewyraźnie jakieś zbłąkane kozy między krzakami jeżyn... Ktoś
się ukrywa chyłkiem, gdy przechodzimy…. Ponad płotem ogromny
migdałowiec, śnieżny od kwiecia i miesiąca, ze zwichrzonym białym
obłokiem u wierzchołka, chroni skutą gwiazdami marcowymi drogę…
Przenikliwy zapach pomarańczy… wilgoć i cisza… **
Książeczkę
liczącą zaledwie sto pięćdziesiąt stron skromnie zapełnionych drukiem z
licznymi rysunkami chłonie się niespiesznie. Czytelnik, któremu
książeczka przypadnie do gustu będzie ją sobie dawkował, jak antidotum
na brutalność świata, na doniesienia medialne, na kłopoty w pracy, na
smutki i zmartwienia.
Jeśli
miałabym powiedzieć, jaka jest to książka powiedziałabym, że niezwykle
piękna i niezwykle smutna. Kiedyś już to napisałam, że smutek ma w sobie
coś z piękna, a piękno niemal zawsze przywodzi na myśl refleksję o
przemijaniu. Bo gdzieś tam pomiędzy wydobywaniem piękna z cienia
niedostrzegania jest jakaś nutka smutku związana wiążąca się ze zmarłą
dziewczynką, starym psem, czyimś przestrachem, skaleczonym zwierzęciem,
ludzkim okrucieństwem.
Niektórzy
pisarze potrzebują kilku tomów, aby opowiedzieć, co im w duszy gra,
mistrzostwo Jimeneza polega na tym, iż każde z kilku zdaniowych poematów
jest dziełem osobnym i skończonym.
…Stare
Źródło, Srebrzynku, gdzie tyle razy widziałeś mnie przystającego na tak
długo, zamyka w sobie, niby zwornik sklepienia lub grobowiec, całą
elegię świata, czyli świadomość prawdziwego życia. W nim zobaczyłem
Partenon, Piramidy i wszystkie katedry. Za każdym razem, gdy jakieś
źródło, jakieś mauzoleum, jakiś portyk nie dawały mi zasnąć natarczywym
nieprzemijaniem swego piękna-przeplatała się w moim śnie na jawie ich
wizja z obrazem Starego Źródła. Od niego wyszedłem ku wszystkiemu. Od
wszystkiego wróciłem do niego. Jest w taki sposób na swym miejscu, tak
harmonijna prostota je uwiecznia, kolor i światło należą doń tak
zupełnie, że można bez mała zaczerpnąć zeń, do ręki, niby wodę, całe
bogactwo nurtu życia. Namalował je Bocklin na tle Grecji, Luis z Leonu
stworzył jego przykład; Beethoven zalał je wesołym płaczem, Michał Anioł
przekazał Rodinowi. Jest kolebką i chwilą zaślubin; jest piosnką i
sonetem; jest rzeczywistością i uciechą; jest śmiercią.
Szczęśliwym człowiekiem był autor mając tak wiernego przyjaciela, jak Srebrzynek, ale też szczęśliwym był osiołkiem Srebrzynek mając takiego towarzysza, jak autor.
W swoim wpisie chciałam uniknąć tego, o czym pisały moje poprzedniczki, ale nie jestem pewna, czy mi się to udało.
Ostrzeżenie; Dla osób nie przepadających za poetyckimi i metaforycznymi opisami książka może okazać się zbyt dużym wyzwaniem.
Wydanie, które miałam w ręce zasługuje na uwagę także z powodu niezwykle urokliwych ilustracji, są to ledwie muśnięte szkice rzeczywistości, które swym charakterem zwiewności i niedopowiedzenia są znakomitym dopełnieniem treści.
Myślę, że dużą zasługą w oddaniu ducha treści ma tłumacz pan Janusz Strasburger.
Moja ocena stanu podobania się 5,5/6
W swoim wpisie chciałam uniknąć tego, o czym pisały moje poprzedniczki, ale nie jestem pewna, czy mi się to udało.
Ostrzeżenie; Dla osób nie przepadających za poetyckimi i metaforycznymi opisami książka może okazać się zbyt dużym wyzwaniem.
Wydanie, które miałam w ręce zasługuje na uwagę także z powodu niezwykle urokliwych ilustracji, są to ledwie muśnięte szkice rzeczywistości, które swym charakterem zwiewności i niedopowiedzenia są znakomitym dopełnieniem treści.
Myślę, że dużą zasługą w oddaniu ducha treści ma tłumacz pan Janusz Strasburger.
Moja ocena stanu podobania się 5,5/6
* str. 99 Srebrzynek i ja J.R.Jimenez Wydanie Instytutu Wydawniczego Pax z 1979 roku
** str. 11 tamże,
*** str. 114 tamże
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz