Ludzi jedzących mięso jest na 
świecie więcej niż ziaren piasku na plaży, lecz tylko ja, Luo Xiaotong, 
wyniosłem tę niską czynność do poziomu artyzmu. Gdyby złożyć razem całe 
zjedzone mięso na ziemi i to, które miało być zjedzone przyszłości, 
uzbierałaby się góra wyższa od Himalajów, lecz tylko mięso zjedzone 
przeze mnie stanowiło część artystycznego popisu. [s. 425]
To
 nie jest książka dla jaroszy. W grubaśnym „Bum!” (blisko 600 stron) 
chyba na każdej stronie mowa jest o mięsie: jego spożywaniu albo wręcz 
przeciwnie – o głodzie i tęsknocie za solidną wyżerką. Gatunek nie gra 
roli, z braku wołowiny lub baraniny nada się psina, oślina i 
wielbłądzina, w chwilach desperacji także kocina. W chwilach, kiedy 
główny bohater, kilkuletni Luo Xiaotong, nie skupia myśli na jedzeniu 
mięsa, pochłania go temat pokrewny czyli wytwarzanie tegoż. Czy może 
zatem dziwić, że dzięki uporowi i bezczelności ten mały potwór trafił do
 rzeźni w charakterze racjonalizatora produkcji? Raczej nie, w świecie 
Mo Yana nie takie cuda się zdarzają.
__________________________________________________
Mo Yan, Bum!, przeł. Agnieszka Wulik, WAB, Warszawa 2013
Chiński noblista wymyślił 
niebanalnego bohatera, osadził go w wiejskiej scenerii z końca ubiegłego
 wieku i tak pokierował burzliwymi dziejami rodziny Xiaotong, aby 
powstała obszerna powieść. Jak tłumaczy we wstępie i w posłowiu, „opowiadanie jest tu bowiem celem samym w sobie, głównym tematem, wyrazem myśli”.
 Książka faktycznie imponuje objętością, widać w niej dbałość o formę 
oraz treść, z lektury niestety nic istotnego nie wynika. Na nic ciekawa 
dwutorowa narracja, na nic realizm magiczny w wydaniu chińskim oraz 
nieźle zbudowane chwilami napięcie, skoro brakuje najważniejszego: 
głębszych myśli. Ba! Nie warto nawet streszczać fabuły, bo sam autor 
ujął ją w kilku słowach.
Być
 może w Chinach obowiązują inne kanony pisarskie i wydłużanie powieści 
poprzez mnożenie bohaterów oraz epizodów jest na porządku dziennym. Dla 
mnie „Bum!” pozostanie egzotyczną wydmuszką, która początkowo zaciekawia
 i sprawia frajdę, ale ostatecznie trafia do lamusa. Mimo obiekcji za 
jakiś czas zaryzykuję kolejne spotkanie z Mo Yanem.
__________________________________________________
Mo Yan, Bum!, przeł. Agnieszka Wulik, WAB, Warszawa 2013



