Przyznaję, że mam duży problem z recenzją tej książki. Owszem, jest to dzieło noblistki, owszem jest to książka o ważnym zagadnieniu, ale ...
Myślę sobie, że te dwadzieścia lat temu, była to na pewno książka poruszająca. Dziś, gdy mamy już większą wiedzę na temat osób upośledzonych, niepełnosprawnych, książka może denerwować.
Jest sobie szczęśliwa para Harriet i David, której marzeniem jest mieć wiele dzieci. Spokojnie, powolutku realizują je (niestety i tu pierwsza denerwująca rzecz - oni są kompletnie lekkomyślni, bo robią to kosztem swoich bliskich - kosztem pieniędzy ojca Davida, kosztem czasu, zdrowia matki Harriet).
Niestety, tytułowe piąte dziecko już w czasie ciąży daje znać, że jest inne. Ta jego inność to jakiś rodzaj upośledzenia. I dalej różne rzeczy się dzieją w tej rodzinie, różnie reagują poszczególni członkowie rodziny, w efekcie sielskie i wspaniałe życie się rozpada.
Książka jest napisana chłodnym językiem, jest to właściwie niezaangażowana relacja, bez ocen moralnych. Te możemy sobie wypracować sami.
Dalszy ciąg tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz