17.02.2011

"Miłość w czasach zarazy" Gabriel García Márquez

Bardzo duże oczekiwania miałam z tą książką. Pierwszy rozdział zrobił na mnie wrażenie, szczególnie postać Juvenala Urbino, człowieka u schyłku życia, które poświecił w całości swemu miastu oraz wybrance życia, Ferminie. Ciekawie został również przedstawiony Jeremiasz de Saint-Amour i jego ukrywany sekret.

Zagłębiając się dalej muszę przyznać, że książka zaczęła mnie męczyć. Główna bohaterka- Ferminia Daza od początku nie wzbudziła mojej sympatii, jak i również Florentino Ariza. Ona - dystyngowana kobieta twardo stąpająca po ziemi, żyjąca według własnych reguł, moim zdaniem, egoistka, nie licząca się z uczuciami innych, nie potrafiąca odwzajemnić tych uczuć, nawet, jak się później okaże, do własnych dzieci. On - niepoprawny marzyciel i romantyk, któremu przypadkowe spojrzenie dało początek miłosnemu kataklizmowi. Ona odrzuca jego miłość, wychodzi za mąż za innego, pozostawiając jednak iskierkę nadziei. Florentino Ariza ból pierwszego odrzuconego uczucia gasi przelotnymi romansami w ramionach kobiet, które tak samo jak on szukają miłości i stabilizacji. Ponieważ według jego życiowego podejścia  -  zdobyć kobietę, którą się kocha, można jedynie, oczekując na śmierć swojego przeciwnika. Powoli zaczyna gubić się w ciasnych i grzesznych zakamarkach własnej namiętności. Losy ich się jednak ciągle krzyżują. I to sprawia, że czeka 51 lat, 9 miesięcy i 4 dni. Za bardzo dla mnie to  archaiczne.

Poza tym miejsce akcji - Karaiby, zostały przedstawione bez klimatu. Autor z ogromną dokładnością opisuje, kawałek po kawałku, kolonialne budynki, ciasne uliczki, duszne salony miejscowych dygnitarzy, zawijające do portu statki, zapowiadające miastu swe przybycie dźwiękiem syren okrętowych. I właśnie za dokładnie, traci się przy tym wątek, przez to nie mogłam wyobrazić sobie tego klimatu. 
 
I prawdopodobieństwo psychologiczne takiej sytuacji jest znikome. Jeszcze jedna scena to potwierdzająca. Podczas podroży poślubnej Ferminia i doktor Juvenal kochają się codziennie przez trzy miesiące, natomiast, gdy wracają przestają się kochać. Mało prawdopodobne. Ale chyba na tym polega realizm AGICZNY (opis bogactwa doznań zmysłowych, obszerne użycie symboli i metaforyki, zniekształcenie czasu, który zatacza koło, a nawet zanika, lgdzie udzkie emocje i seksualność w odniesieniu do społeczności są tematem szczegółowej analizy, i odwoływanie się do wyobraźni). Wszystko tu jest, nawet za bardzo. Do mnie ta magia nie przemawia, ale pewnie będę w mniejszości, bo wielu tak książka zachwyca. Nie ulega wątpliwości, że jest historia najcierpliwszej miłości w historii literatury. Spełnionej u kresu życia, ale czy pięknej i szczęśliwej. Pięknej- może, szczęśliwej na pewno nie. A może ja po prostu przestałam wierzyć w czekanie i MIŁOŚĆ...  

recenzja też u mnie Zapraszam 

3 komentarze:

CzarnaMarmolada pisze...

Mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tej książki. Pomijając fakt, że w wielbicielem Marqueza nie jestem.
Powiem szczerze, że męczyłem się trochę jak ją czytałem, a po przeczytaniu szybko zapomniałem.

Wanda Sułkowska pisze...

Historia dość paskudna. Nie o miłości, ale o zniewoleniu. Florentino zaplanował posiąść Ferminę. Przygotował się skrupulatnie. W międzyczsie wchodził w stosunki z prostytutkami. Zaraził się rzeżączką, której nie leczył i dała 8 nawrotów, kiłą i syfilisem.
Zwabia Ferminę na statek, podejmuje z nią życie płciowe. aranżuje podróż bez powrotu.Statek z flagą - Zaraza na pokładzie - nie zawija do żadnego portu. Gdzie tu jest miłość?
Poza tym Florentino dopuścił się pedofilii na dziecku(Amerika Vicunia), które z czasem odtrącił.Ameryka popełnia samobójstwo.
Typ wyjątkowo obmierzły.

Anna pisze...

Jeszcze nie czytałam tej książki ale planuję, przekonam się więc sama czy mam podobne odczucia.