Tytułowa Teresa to osoba inteligentna, myśląca, która zostaje wydana za Bernarda, by połączyć ich majątki. To zaaranżowane małżeństwo nie może być szczęśliwe, mimo że początkowo Teresa podchodzi do niego z entuzjazmem. Bernard jest bowiem prostakiem, osobą o ciasnych poglądach, dla której najważniejszy jest honor rodziny. Teresę męczy małżeństwo, doprowadza ją do apatii i złej kondycji psychicznej. Gdy więc trafia się okazja, Teresa truje męża. Powieść rozpoczyna się w momencie, gdy Teresa opuszcza więzienie, gdyż dzięki koneksjom ojca-polityka i na prośbę męża i jego rodziny została uniewinniona. Takie działanie było konieczne, by ocalić honor rodziny Bernarda i umożliwić jego siostrze dobre (również zaaranżowane) zamążpójście.
Cała powieść zasadza się na rozważaniach Teresy, która poszukuje motywu, impulsu, który popchnął ją do tego czynu. Teresa, wracając do domu, układa przemowę, w której chce podzielić się z mężem swoimi rozważaniami. Nadarenie. Bernard ma już plan na jej dalsze życie. Mauriac naszkicował świetne studium kobiety niezrozumianej i depresyjnej. Kobiety, której dane jest żyć w nieodpowiednim miejscu i czasie. Mimo że bohaterka nie wzbudziła mojej symaptii, to potrafiłam zrozumieć jej motywy działania oraz z nią współodczuwać. Zaskakującym dla mnie jest faktem, że mężczyzna tak znakomicie potrafił przedstawić kondycję psychiczną kobiety. Dodać należy, że powieść zadziwia swym uniwersalizmem - wszak powstała na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku. Mimo to, podczas czytania, nie miałam wrażenia, że straciła na aktualności zwłaszcza jeśli chodzi o problemy jakie porusza Mauriac: uwikłanie w życiu, zależność od innych, brak zrozumienia.
Podobał mi się również styl autora - wyważone, eleganckie zdania, pięknie przełożone przez Marię Wańkowiczową. Zobaczcie sami:
"Na tym polegała tragedia: nie było żadnego powodu do zerwania więzów i nie można było sobie wyobrazić zdarzenia, które by przerwało ten stan mający trwać aż do śmierci. Na to, by się z kimś nie zgadzać, trzeba go spotykać na jakimś terenie i mieć możność starcia się z nim. Teresa tej możności nie miała, jeśli chodzi o Bernarda, a tym bardziej o teściów; słowa ich nie dosięgały jej, nie myślała nawet, że należy coś odpowiedzieć. Czyż posługiwali się tym samym językiem? Nadawali słowom przecież odmienne znaczenie."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz