Od dawna marzyłam o tym, by przeczytać jakąkolwiek powieść H. Müller. Tyle słyszałam o prozie tej pisarki, zaciekawiła mnie przede wszystkim opisami życia w Rumunii (bardzo intryguje mnie ostatnio ten kraj). Kiedy nadarzyła się okazja, pożyczyłam z kolejkowa "Sercątko". "Na oko" książka do oddania po tygodniu, może dwóch...
Niestety pozycja ta przerosła moje oczekiwania, możliwości i chęci. Po miesiącu czytania tkwiłam nadal na 70 stronie i nie byłam w stanie przebrnąć przez dalszą jej część.
Początkowo sądziłam, że autorka celowo zagmatwała wstęp, wprowadziła klimat strachu i wszechogarniającej paniki, by w dalszej części treść rozjaśnić, wytłumaczyć i tym samym ułatwić czytelnikowi przebrnięcie przez ciemne ulice Rumunii, koszmarne sale akademików (czy stancji) i wrogie każdemu aule uniwersyteckie. Niestety przeżyłam lekkie załamanie nerwowe, kiedy po trzech tygodniach czytania wciąż wracam do punktu wyjścia lub w najlepszym razie cofałam się o kilka stron.
Piszę o niczym, ponieważ tak naprawdę nie wiem o czym ta książka była, a więc nie mam czego streszczać. Nie zrozumiałam przesłania autorki, nie pojęłam co H. Müller chciała mi powiedzieć... Jedyne, co czułam podczas czytania, to strach i panika, obawa przed kolejnymi niezrozumiałymi stronami powieści i niechęć z powodu kolejnej porażki - braku rozumienia sensu najprostszych zdań.
Zdaję sobie strawę, że jest to proza wybitna, alternatywna, wymagająca... Widocznie jestem tylko zwykłym szarym człowieczkiem, któremu nie jest dane odebrać tego typu przesłania. I szczerze mówiąc jakoś bardzo mi to nie przeszkadza. Jeśli ktoś lubi zastanawiać się nad każdym zapisanym na stronie zdaniem i doczytywać się w nim drugiego dna, to dzieła H. Müller są dla niego stworzone. Ja - kiedy mam potrzebę tak dokładnej analizy treści - biorę do ręki tomik wierszy Tuwima, Gałczyńskiego czy Staffa. Nie potrzebuję do tego aż 212 stron tekstu, wystarczy wiersz na 2 strony :)
Podsumowując: proza ta zmęczyła mnie niesamowicie, osłabiła moje receptory czuciowe i chwilowo zniechęciła do czytania czegokolwiek... I wiem już na pewno, że przygoda z Hertą Müller skończyła się dla mnie definitywnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz