Kolejna książeczka noblisty, która jest dość stara, bez wznowień. Rozmiar tej książeczki z biblioteki to A6 i ilość stron sięga zaledwie sto parę. A mimo tego drobiazgu, książkę nie pochłonęłam raz dwa, tak jak planowałam w niedzielę przeczytać przed pójściem do kościoła, bo akurat zostało mi nieco ponad półgodziny do wyjścia, ale nie wyszło. Początkowo myślałam o tych bohaterach przedstawionych w powieści jak o jakiś obłąkanych, a całą sytuację rodzinną oceniając przez ich wzajemne relacje oceniłabym jednym dość popularnym słowem wśród moich rówieśników - patologią. Aż do wczoraj, kiedy olśniło mnie.
Jest to studium postaci, syndrom matki samotnie wychowującej jednorodzonego. Jej uczucia miłości do syna, którego nie chce dzielić z żadną inną kobietą. Matylda, żona Felicjana była traktowana w ich domu gorzej niż służąca. Miała swój pokoik, w którym miała żyć, jej miejsce w rodzinie męża podniosło się odrobinę, kiedy była w ciąży. Niestety poroniła, a za tym pogorszył jej się stan zdrowia i niekochana przez nikogo w tym domu umarła. Matka, teściowa, można powiedzieć, że przyczyniła się do jej śmierci, bo nie pozwoliła Felicjanowi zajrzeć do żony, kiedy ta krzyczała o pomoc, zbywała go wymówką, że to przejeżdżający pociąg. Sama podeszła do niej na chwilę w nocy, ale w taki sposób, że Matylda nie chciała od niej pomocy. Po jej śmierci, jej syn nagle uzmysławia, że kochał Matyldę i ta pustka po niej jest przerażająca. Budzą się w nim wyrzuty sumienia, że był dla niej rzadko łagodny. Matka czuję się zdradzona...
Książka jak sami pewnie zauważyliście po krótkim streszczeniu, jest ponura, zdarzenia jakie tam mają miejsce są po prostu pozbawione normalnej logiki i rozsądku. Nie łatwo to się czyta, bo po prostu ma się wrażenie, że czytasz o ludziach chorych psychicznie, którzy są rozhisteryzowani wewnętrznie. Po tej lekturze nie siadła mi psychika, nie wpadłam depresję, chociaż... dzisiaj byłam lekko zaniepokojona. Jedno wiem, że nie sięgnę po kolejne dzieła Mauriaca.
1 komentarz:
Nie skreślaj go może pochopnie, własnei czytam kłębowisko żmij, i owszem, jest ciężko, ale warto.
Prześlij komentarz