Niepokojąca jest teza postawiona przez Hertę Muller w tytule jej trzeciej powieści, wydanej po raz pierwszy w 1986 roku. Niemniej przecież poniekąd rozumiem, mając na względzie biografię Noblistki. Dużo sie mówi o historii jej życia i o mroku czającym się w jej powieściach. Piszą, że jej proza jest ciężka, piekielna, prawie nie do zniesienia, wypływająca z samego „jądra ciemności”. Lub płynąca wprost ku niemu.
Można też przeczytać, że styl Muller uwodzi poetyckim językiem, który splata i rozplata metafory, porównania, przenośnie tworząc warkocze fascynujących zdań – czytałam więc fragmentami na głos. Brzmiało jak wiersze – dla kogoś zza drugiego brzegu okładki prozatorskie zdania szatkowały się na kawałki. Tak, Muller łączy piekło i poezję. I trochę jak Jelinek jest Muller. Powroty, refreny, ironiczny gwałt na słowach. Co będzie, gdy powtórzę jeszcze raz...? Krótkie zdania w czasie teraźniejszym. Tu i teraz. Jak fotografie. Jak didaskalia w tekstach sztuk teatralnych. Informacje. Śpi. Je. Mówi. Myśli. Biegnie. Jęczy. Zgrzyta. Pada. To dzieje się teraz. Przeszłość i przyszłość występują z dystansem. Czasami. Zza zasłony. Ostrożnie. Są. Ale poprzez pryzmat teraźniejszości. Jakby świat był zbyt trudny, jakby trzeba było sobie upraszczać jego pojmowanie. „Bażant wymaga szczególnie troskliwej opieki, gdyż ma dużo wrogów i jego zmysły nie są nadmiernie rozwinięte”*.
Herta Muller, „Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie”, przeł. Katarzyna Leszczyńska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006.
*http://www.polowania.zw.pl/data/zwierzyna/bazant.htm
źródło: BREDABLIK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz