Książki Llosy lubię i to bardzo. Ilekroć sięgnę po jego książkę, autor nieodmiennie mnie czymś zaskakuje, ukazuje swoje inne oblicze twórcze; niczym królika z kapelusza wyciąga całkiem dotąd nieLlosowką w moim przekonaniu tematykę i świetnie się porusza w przestrzeni tworzonego przez siebie świata. Podbija przy tym moje czytelnicze serce za każdym razem od nowa. Był już Llosa-romantyk ("Pochwała macochy"), był Llosa-autor kryminałów ("Kto zabił Palomina Molero?"), teraz przyszła pora na noblistę etnologa...
Powieść to przede wszystkim głębokie studium mitologii macziguengeńskiej: ich wierzeń, przesądów, podań kosmologicznych, prób interpretacji świata. Mnie to wciągnęło bez reszty. To świat iście baśniowy, magiczny, fantastyczny, choć niejednokrotnie przerażająco brutalny i niezrozumiały w swych twardych i absurdalnych, zdawać by się mogło regułach, dla ludzi uwikłanych w cywilizację.
Na całość recenzji zapraszam do mnie: Kartek szelest.
2 komentarze:
Uwielbiam tego pisarza, choć wcale nie czyta się go tak łatwo- chyba najbardziej przystępna książka to było "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" ale gdy wniknie się w ten świat tego pisarza- chce się tam wracać. Ta lektura nadal przede mną, na pewno kiedyś przeczytam
Mitologia maczigueńska- to brzmi nieźle. a pomyśleć, że takich plemion są w amazonii tysiące:).
Prześlij komentarz