6.03.2012

"Czekając na Godota" Samuel Beckett

 
Wyobraźcie sobie drzewo, pod nim kamień, kilka kroków dalej biegnie samotna droga. 
Ot, tyle - to cała scenografia, niezbyt imponująca jak na jeden z najgłośniejszych dramatów na świecie. Czy rzeczywiście można mu przypiąć taką etykietkę? Czy nie jest 'przegadany', 'przereklamowany'? Bynajmniej, NIE JEST! I zaraz to udowodnię.

Bohaterów też tu nie za wiele: dwaj przyjaciele-włóczędzy o przedziwnych imionach - Estragon i Vladimir oraz dwie postaci drugoplanowe - Puzzo i Lucky, jest jeszcze nieznany nawet z imienia Chłopiec. I niby nic się nie dzieje. Dwóch facetów gada sobie pod drzewem, a obok pojawiają się postacie. Żadnej skomplikowanej akcji, rozbudowanych postaci, dekoracji, opisów, tak jakby o niczym. Jednak, żeby powiedzieć i wyrazić wiele nie trzeba pisać wielostronicowych poematów czy powieści. Minimalizm, forma ascetyczna, wyciszenie...

Toczy się tu nieustany dialog między Wladimirem a Estragonem - który tworzy tu akcję, bo akcja rozumiana jako ciąg wydarzeń praktycznie nie istnieje. Panowie rozmawiają sobie o swoim podobnym losie,  jednak mają do niego inne nastawienie. Estragon jest z nim całkowicie pogodzony, zaś Vladimir pragnąłby czegoś innego i wierzy, że istnieje ktoś, kto mógłby wyrwać ich z tej beznadziejności. 

Tą osobą jest tytułowa postać - Godot. Vladimir twierdzi, że kiedyś się z nim już widzieli, że prosili go o pomoc i on wyznaczył im spotkanie właśnie przy umówionej drodze pod drzewem. Muszą więc czekać. 

więcej u mnie

Brak komentarzy: