"W dogorywającym już po okresie ekonomicznej świetności Macondo umiera znienawidzony niemal przez wszystkich lekarz, który niegdyś odmówił całemu miesteczku swojej pomocy. Teraz nadeszła dla Macondo chwila odwetu: lekarzowi zostanie odmówiony pochówek. Chyba że znajdzie się ktoś, kto - wbrew miasteczku i pewnie samemu sobie - wyłamie się, by spełnić "haniebny obowiązek".
W swej debiutanckiej powieści przyszły noblista potrafił, we właściwy sobie sposób, połączyć narastające napięcie klasycznego westernu z nierozerwalnym konfliktem sumień antycznej tragedii, tworząc zarazem jedną z pierwszych "pieśni" eposu o Macondo i rodzie Buendia."
Po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Marqueza podczas czytania "Miłości w czasach zarazy". Tamta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. "Szarańcza" również sprostała moim oczekiwaniom,mimo że, była w troszkę innym stylu. Nie dziwę się, że Marquez w 1982 roku dostał Nagrodę Nobla za całokształt twórczości. Potrafi on doskonale przedstawić realne, codzienne życie w magiczny sposób. Śmiało można powiedzieć,że książka ma charakter elegii. Jest bowiem refleksyjna i utrzymana w tonie rozpamiętywania przeszłości. Tę przeszłość widzimy oczami dorosłego mężczyzny( dziadek/ojciec), młodej kobiety( córka/matka) oraz malutkiego chłopca(wnuczek/syn). Każde wspomnienie jest inne, mimo że, dotyczą podobnych kwestii. Podczas czytania książki, doszłam do wniosku, że przypomina mi antyczną tragedię. Śmierć znienawidzonego przez lud doktora już się dokonała i nie można tego cofnąć. To w jaki sposób zachowują się bohaterowie książki Marqueza skłania nas do przemyśleń nad problemami honoru, przyjaźni i strachu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz